Kancelaria premiera od marca co miesiąc monitoruje stan zatrudnienia w ministerstwach, urzędach wojewódzkich i centralnych. Z ostatniego raportu (dane z końca października), do którego dotarł dziennik, wynika, że na 17 resortów szefowie zaledwie trzech - edukacji narodowej, pracy i polityki społecznej oraz skarbu - przychylili się do prośby premiera i zredukowali zatrudnienie do stanu sprzed czterech lat. Pozostałe robiły to nieudolnie. Aby osiągnąć stan z 2007 roku, powinny nadal ciąć. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego - 209 etatów, Ministerstwo Gospodarki - 64, a Ministerstwo Rolnictwa - 145 etatów. Trudno wyjaśnić, dlaczego jest tak dużo etatów w Ministerstwie Sprawiedliwości (2007 r. - 716, październik 2011 r. - 755). Akurat temu resortowi ubyło zadań. Minister nie jest już prokuratorem generalnym, nie nadzoruje pracy samodzielnej prokuratury. Mimo wszystko widać pewien postęp - w ostatnich ośmiu miesiącach liczba zatrudnionych w ministerstwach i KPRM spadła z ok. 16 tys. do 15,1 tys. Aby zrealizować cel, trzeba by jeszcze zwolnić prawie 700 urzędników. Takiej determinacji w ogóle nie wykazują urzędy wojewódzkie i żadnemu nie udało się zredukować zatrudnienia do wymaganego poziomu. W sumie w 16 województwach powinno zniknąć 1,65 tys. etatów. Zlikwidowano wszystkiego 251 w siedmiu urzędach. Polecenie premiera dotyczące redukcji całkowicie zignorowali podlegli mu lub nadzorowani przez niego szefowie 32 innych urzędów centralnych. Zatrudnienie zamiast maleć rośnie. Wśród nielicznych, gdzie zwolnienia były znaczące, są np. Komenda Państwowej Straży Pożarnej czy też Komenda Główna Policji. Często bywa tak, że tam, gdzie się zwalnia urzędników, na ich miejsce natychmiast zatrudnia się nowych.