Przyrodę uwielbiał od dzieciństwa. Tata zabierał go do lasu, uczył o jego mieszkańcach i roślinach. W pokoju wujka przeglądał książki o tej samej tematyce. - Cała moja rodzina ma taką zajawkę, jednak ja "siedzę" w tym najbardziej. Z zawodu jestem fizjoterapeutą. Później, za namową żony, zdobyłem tytuł technika weterynarii. Zresztą... konto na Instagramie (weterynaria.okiem.technika) również założyłem dzięki niej - wyjaśnia Wojciech Szukalski. Pracuje w Ostrowie Wielkopolskim. Pasja? Ornitologia. - To mnie najbardziej interesuje. Ptaki to niesamowite istoty. "Leżał na środku betonowej wylewki" Jedną z tych istot napotkał dwa tygodnie temu, pomagając sąsiadce w leczeniu psa. - Przyszedłem do niej, by zabrać czworonoga do lecznicy. W pewnym momencie zauważyłem, że coś leży na środku betonowej wylewki. Malutki pisklak wielkości złotówki. Mógł wykluć się dzień wcześniej lub tego samego dnia. Wtedy pisklęciu najłatwiej wypaść. W jajku jest błona. Gdy ptak "wychodzi", ma na sobie jej fragmenty. Wyschnięta przykleja się do tego, co dotyka. Jeśli samica siedziała na młodych, Bogusia mogło spotkać właśnie to. Wylatując, pociągnęła go za sobą i wylądował na betonie. Ptak spadł - co najwyżej - z kilkudziesięciu centymetrów. Makolągwy (o tym, że pisklę jest przedstawicielem tego gatunku Wojciech jeszcze wtedy nie mógł wiedzieć) gnieżdżą się w tujach, jałowcach - dość blisko ziemi. - Myślałem, że nie żyje, ale gdy wziąłem go na rękę i nabrał nieco temperatury, zaczął się ruszać. Szukałem gniazda, ale bezskutecznie. Nie chciałem płoszyć ptaków. Mógłbym też - przypadkowo - popełnić błąd i włożyć pisklę do kulczyków czy piegży, a to nie skończyłoby się dobrze. "Nie sądziłem, że się uda" Mikroskopijny pisklak - ułożony na bawełnianej maseczce - pojechał więc z Szukalskim do pracy. Technik wstąpił jeszcze po twaróg, by nakarmić podopiecznego. - Szczerze? Nie sądziłem, że przeżyje. Szanse miał niewielkie. Ważył niecałe dwa gramy. Moja obrączka waży trzy. Bałem się brać go na ręce, bo był tak delikatny, ledwie dostrzegłem palce u stópek. Wykluł się z jajka, które jest malutkie, ma około półtora centymetra. W przychodni Boguś (imię wybrane później przez internautów) trafił na matę grzewczą. Jak zaznacza nasz rozmówca, dogrzanie pisklaka jest kluczowe. Tylko dzięki niemu może przeżyć. - Ogrzewałem go non stop przez osiem dni, potem przez kilka godzin wyłącznie w nocy. Teraz temperaturę trzyma sam. - Od pierwszej chwili zacząłem myśleć nad tym, jaki to gatunek. Brałem pod uwagę kilka - makolągwę, kulczyka i ziębę. Jednak przy ostatnich dwóch - gdy pisklakowi zaczęły rosnąć piórka - nie zgadzała mi się ich kolorystyka. Kulczyk byłby też mniejszy. Została więc makolągwa. Uratował pisklaka. "Zaglądałem do niego kilkadziesiąt razy na dobę" Wojciech pochwalił się nowym podopiecznym na Instagramie. Jego profil obserwowało wtedy nieco ponad 11 tysięcy osób. - Zacząłem opisywać codzienne obowiązki przy Bogusiu, publikować jego zdjęcia i update wagowy. Przeprowadziłem też kilka Q&A - chętni mogli zadawać pytania związane z opieką nad nim. Cieszę się, że - przy okazji pokazania tej historii - mogę edukować i przemycać ciekawostki ornitologiczne. Pierwsze dni były najtrudniejsze. Pisklak jadł mało i często. - Wziąłem z pracy najmniejszą pęsetę. Na początku dostawał wspomniany twaróg, obecnie jajko przepiórcze z ziarenkami, preparat witaminowy i wapniowy. Makolągwy w naturze spożywają nasiona m.in. mniszka lekarskiego czy gwiazdnicy, ale dość trudno je zebrać. Technik zaglądał do pisklaka kilkadziesiąt razy na dobę. - Teraz jest lepiej, Boguś ma już 18 dni i waży ponad 17 gramów. Jeśli przez dwie godziny nie podam mu jedzenia, to w wolu ma zapas i może poczekać. Wcześniej nie byłby w stanie. Niedokarmione i niedogrzane pisklęta umierają dość szybko, dlatego tak ważne jest, by wiedzieć, jak skutecznie im pomóc. O ile gatunek ptaka nie jest już tajemnicą, płeć pozostaje zagadką. - Jeśli wróci on na wolność - a tego bym pragnął - nigdy się nie dowiemy. Płeć możemy poznać po pierwszym opierzeniu, na jesień. U młodych samców na piersi przebija kolor czerwony. Szukalskiemu bardzo zależy na wypuszczeniu Bogusia i pozwoleniu mu na życie w naturze. - Mam nadzieję, że to się uda. Ptak ma, co prawda, pewien problem z łapką. Jeden z czterech palców powinien być przeciwstawny, a u niego jest skierowany do przodu. Jedną łapką chwyta normalnie, w drugiej nie potrafi rozewrzeć tego palca. Są różne metody na korektę, np. orteza z zapałek. Widziałem to u papug, kurczaków, ale to dużo większe gatunki. U makolągwy może być problem z przyczepieniem tego. Chyba zostawię ten palec w spokoju, gdyż nie chcę mu zaszkodzić. Małe ptaki - nawet na wolności - bez jednej łapki radzą sobie całkiem nieźle. Historię pisklaka śledzą tysiące Boguś potrzebuje jeszcze około dwóch tygodni, by uzyskać samodzielność. Wtedy trafi do woliery. Spędzi tam kolejnych 14 dni. Jak mówi Szukalski - ptak powinien przeżyć, chyba że wydarzy się coś niespodziewanego - infekcja, wirus. - Makolągwy to gatunek trudny do oswojenia. Ptaki, które są w azylach z różnych powodów, dalej pozostają dzikie. To mnie cieszy, bo jest szansa, że Boguś będzie żył w naturze (do 10 lat), mimo że od wyklucia jest ze mną. Ptaki mają wpojony strach przed człowiekiem, ale też nie nawiązują więzi ze swoimi rodzicami. Nawet jeśli by mnie tak traktował, to poleci i nie będzie wracać. Poczynania Szukalskiego stały się hitem Instagrama. Treści tworzone przez technika zaczęło podawać dalej mnóstwo osób. - Dostałem nawet nagrodę Fafika od Make Life Harder! (śmiech) W ciągu tygodnia przybyło ponad sześć tysięcy obserwatorów. Piszą, że śledzą losy Bogusia i, że to świetne oderwanie od rzeczywistości. "Pisklaka odkładamy do gniazda" Co zrobić, gdy znajdziemy pisklę? - Trzeba włożyć je do gniazda, jeśli wiemy, gdzie jest. Przenosimy je gołymi rękami, gdyż ptaki nie porzucają młodych, czując inny zapach. Jeśli jednak gniazda nie ma, trzeba natychmiast je ogrzać, co podkreślam cały czas. Wojciech Szukalski opiekuje się dzikimi zwierzętami trzeci rok. Nigdy nie przeżył czegoś takiego, jak z Bogusiem. - Miewałem pisklaki, ale nie takie jak on. Niedawno trafiły do mnie trzy nowe sroki - podloty, wczoraj kilkudniowe pisklę wróbla. Mam jeszcze dwa jeże po amputacjach nóg. Nie udostępniam wszystkiego na Instagramie, nie starczyłoby czasu. Technik - póki co - pomaga na zasadzie wolontariatu. W przyszłości chciałby założyć ośrodek dla ptaków, choć także małych ssaków (np. jeży). - Ratowanie dzikich zwierząt jest obarczone dużym ryzykiem niepowodzenia. W azylach śmierć to codzienność. Wiem o tym, ale mimo wszystko uważam, że warto, a historia Bogusia to doskonały przykład.