Jak ustalił "Dziennik", obaj próbują korygować swoją politykę medialną. Powody i sposoby są różne. Jednak w obu przypadkach chodzi o to samo: dowartościowanie zdewaluowanego wizerunku. W przypadku zwrot w tył jest wyraźny, bo i cena, jaką zapłacił za swoje częste występy tuż po wyborach, jest duża. W kilka tygodni po przegranej kampanii prezes PiS rozpoczął objazd terenowych struktur partii. Przy okazji każdego spotkania organizował konferencję prasową. Wyraźnie bez przygotowania. - Wszystko wymknęło się spod kontroli. W dusznych salach mówiący przez godzinę o wszystkim jak szef małej partyjki, który musi chwytać się wszystkiego. Fatalne wrażenie w telewizji - opowiada jeden z polityków PiS. I dodaje: "Do tego pod wpływem stresu prezes rzucił kilka niepotrzebnych zdań, którymi media żywiły się przez kilka dni". Wkrótce potem skończyła się fala konferencji, na których można było zadać pytanie na każdy temat. Dziś wizyty gospodarskie prezesa PiS ograniczają się do spotkań z działaczami. Kilkanaście dni temu Kaczyński pojawił się w Sejmie na dużym seminarium o edukacji. Indagowany przez dziennikarzy nie odpowiadał na pytania o bieżących sprawach. - To oszczędzanie wizerunku prezesa. Chodzi o to, by każde jego pojawienie się przykuwało uwagę mediów - tłumaczy polityk PiS. Z kolei jako premier nie miał problemów z przykuwaniem uwagi i nadawaniem rangi swoim wypowiedziom. Ale i tu pojawił się problem dewaluacji wizerunku i widać próbę zmiany polityki medialnej. W przypadku Tuska zmiana opiera się bardziej na wrażeniu niż statystycznych danych. Co nie oznacza, że nie stoi za nią świadoma decyzja. - Celne jest wrażenie, że jest go mniej. Nie chodzi nam jednak, by go chować. Premier ma być wciąż w centrum, jednak poważnych wydarzeń - opowiada jeden z polityków PO. Co to znaczy? - Wszystkie mniej poważne oferty od kolorowych magazynów i gazet są na razie odrzucane. Premier sam takich wystąpień nie chce - dodaje. Skąd ta zmiana u Tuska? Przesilenie nastąpiło przy okazji obchodów 100 dni rządu. Niemal we wszystkich podsumowaniach i komentarzach nawet przychylnych mu publicystów pobrzmiewało: zapowiadana zmiana stylu rządzenia ociera się już o pic, a rząd zajmuje się tylko kształtowaniem wizerunku premiera. Gazety opisywały przy tym, jak przy Tusku rozrasta się grupa doradców od wizerunku.