Trzeba umiaru i troski
Ruszył proces lustracyjny w sprawie Zyty Gilowskiej. Jawny i publiczny, jak żaden inny dotąd. Jak żaden inny ma też szanse zakończyć się szybkim rozstrzygnięciem. Twarda stanowczość sędziów w dochodzeniu prawdy musiała zrobić wrażenie na każdym, kto obserwował pierwszą transmisję na żywo takiej rozprawy - ocenia komentator "Rzeczpospoliotej" Bogumił Luft.
Jego zdaniem, powinien to być pierwszy taki proces, a tymczasem wiele wskazuje, że może być ostatni. Może się tak stać, jeśli grupie rozsądnych senatorów wyposażonych w godną szacunku życiową wiedzę nie uda się zgromadzić większości, która poprawi uchwalone pochopnie przez Sejm rewolucyjne zmiany lustracyjnych procedur.
Ta rewolucja, jeśli się dokona, zada lustracji kolejny, kompromitujący cios. Zamiast wyjaśnić, zagmatwa i utopi prawdę w szumie informacyjnym. Zamiast oddać sprawiedliwość ludziom i czynom, przyniesie krzywdy jako skutek uboczny. Zamiast usprawnić i uporządkować studia nad mroczną stroną niedawnej przeszłości, sparaliżuje do reszty funkcjonowanie Instytutu Pamięci Narodowej - przewiduje komentator.
Ewentualne odroczenie ostatecznych rozstrzygnięć to dobry pomysł, ale - jak słusznie zauważył marszałek Bogdan Borusewicz - pod warunkiem, że to coś zmieni i parlament uniknie wyprodukowania legislacyjnego bubla w sprawie, której część polityków zbyt długo nie doceniała. I której inni politycy chcieli po prostu ukręcić łeb. Dziś jeszcze trudniej zmierzyć się z komunistyczną przeszłością niż piętnaście lat temu. Stąd być może nerwowe poszukiwanie wyjść jak najprostszych - podkreśla Bogumił Luft.
INTERIA.PL/PAP