Szczęśliwe rozwiązanie
Sejm V kadencji przechodzi do historii. Za skróceniem kadencji głosowało aż 377 posłów, czyli więcej niż oczekiwano. Jeżeli po ogłoszeniu wyniku na sali rozległy się gromkie brawa i zapanowała radość, to znak, że degrengolada parlamentu, ale także polskiej polityki, osiągnęła taki poziom, że nawet dla posłów stała się oczywista, a często po prostu nieznośna.
Marszałek Ludwik Dorn w chwilę po decyzji o skróceniu kadencji mówił o zwycięstwie demokracji, o tym, że przyspieszone wybory nie są żadnym dramatem. Chwalił Sejm, że jako jedyny po 1989 r. uznał swą porażkę i odwołał się do powtórnej decyzji narodu. Marszałek minął się, niestety, z prawdą. Jedynym Sejmem, który dobrowolnie zadecydował o skróceniu kadencji - uznając, że po w pełni wolnych wyborach prezydenckich, wygranych przez Lecha Wałęsę, sytuacja polityczna się zmieniła - był po 1989 r. Sejm kontraktowy. A taranem, który rozbijał tamten parlament, był nie kto inny jak Jarosław Kaczyński, wówczas prezes Porozumienia Centrum.
Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że także rozwiązanie Sejmu przez prezydenta Wałęsę po upadku rządu Hanny Suchockiej odbyło się z udziałem obecnego premiera. To jego krytyka zapoczątkowała upadek rządu Jana Olszewskiego, to on uniemożliwił zbudowanie trwałej większości dla gabinetu Suchockiej. Poszło o sprawę tak drobną jak oddanie resortu współpracy zagranicznej Adamowi Glapińskiemu, na co pani premier nie chciała się zgodzić. Czyż Jarosław Kaczyński nie stał się już specjalistą od skracania kadencji?
Przechodzący do historii Sejm ma opinię najgorszego z dotychczasowych. Kończy ze społecznym zaufaniem ledwie przekraczającym 10 proc. Jest to rekord odrzucenia przez opinię publiczną. Ale ten Sejm bił także inne rekordy. Otóż nigdy nie zdarzyło się, by dwaj kolejni marszałkowie byli w tak wielkim stopniu funkcjonariuszami partyjnymi, a w tak małym reprezentowali interesy całej izby. Większość powinna mieć swojego marszałka, w tym akurat nie ma niczego nagannego, każda większość chce mieć sprawne narzędzia władzy. Marszałek nie może być jednak jedynie gwarantem dyktatury jednej partii, a takie role pełnili zarówno Marek Jurek jak i Ludwik Dorn.
Czytaj więcej w Polityce
Polityka