"SZ": Niemcy niekonsekwentne ws. dóbr kultury
Niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung" wytknął władzom Niemiec brak konsekwencji w sporze z Polską o restytucję przemieszczonych w czasie wojny dóbr kultury.
Domagając się zwrotu zbiorów pochodzących z Berlina, strona niemiecka uznaje miejsce powstania kolekcji za główne kryterium, które powinno rozstrzygać o tym, do kogo należą sporne dzieła sztuki. Równocześnie Niemcy nie chcą uznać tego argumentu w przypadku roszczeń polskich do kolekcji obrazów pochodzących ze Szczecina, a znajdujących się obecnie na terenie Niemiec - pisze Stefan Koldehoff, autor artykułu opublikowanego w czwartkowym wydaniu gazety.
Podkreśla, że pochodzące z Pruskiej Biblioteki Państwowej w Berlinie (Berlinki) zbiory rękopisów i partytur, znajdujące się obecnie w Krakowie, nie zostały przez Polaków zabrane z niemieckiego terytorium. Niemcy wywieźli kolekcję w czasie wojny na Dolny Śląsk, gdzie znalazły ją władze polskie. Zbiory te należy - zdaniem Koldehoffa - uznać za "mienie porzucone", znajdujące się na terenie, który alianci przyznali później Polsce. Na mocy dekretu stały się własnością polską - czytamy.
Koldehoff przyznaje, że można ten rozwój wydarzeń uważać za niesprawiedliwy i krytykować go, nie był to jednak "ani rabunek, ani deportacja". Władze centralne oraz niemieckie landy stoją jednak na stanowisku, że chodzi tutaj o "część historii i tożsamości niemieckiego narodu". Według nich decydujące znaczenie ma nie kwestia, gdzie w 1945 roku przypadkowo znalazły się sporne dobra kultury, lecz do kogo należały.
Zdaniem Koldehoffa, gdyby uznać to kryterium za podstawę rokowań o restytucję dóbr kultury, strona niemiecka musiałaby zastanowić się nad zwrotem kolekcji malarstwa znajdującego się obecnie w zbiorach Pomorskiego Muzeum Krajowego w Greifswaldzie (Meklemburgia), a pochodzącej z muzeum miejskiego w należącym do 1945 roku do Niemiec Szczecinie.
Autor zaznacza, że strona polska wielokrotnie zwracała się - dotychczas bezskutecznie - z wnioskiem o zwrot tej kolekcji, do której należą m.in. płótna Vincenta van Gogha, Fransa Halsa i Caspara Davida Friedricha. Przypomina, że zbiory powstały staraniem niemieckich mieszkańców Szczecina. W 1937 roku naziści usunęli niektóre obrazy jako "sztukę zdegenerowaną". Resztę wywieziono w głąb Rzeszy przed wejściem Rosjan w 1945 roku.
Niemcy domagają się od Polski zwrotu Berlinki, wskazując na Berlin jako miejsce powstania zbiorów, a równocześnie nie chcą uznać kryterium geograficznego w przypadku kolekcji pochodzącej ze Szczecina - zaznacza autor. W tym drugim przypadku niemieckie MSZ twierdzi, że ważne jest nie miasto, lecz naród, do którego kolekcja należy - czytamy w "SZ".
Niemiecka gazeta opublikowała w tym samym wydaniu drugi materiał na temat dóbr kultury. Warszawski korespondent "SZ" Thomas Urban napisał, że w polsko-niemieckim sporze o dobra kultury niemożliwa jest zgoda, podobnie jak w innych kontrowersyjnych tematach - kwestii wypędzenia czy też roszczeń majątkowych byłych właścicieli z dawnych wschodnich ziem niemieckich.
Polemizując z polskim stanowiskiem, według którego Polska przejęła znalezione na swoim terytorium dzieła sztuki, do czego była uprawniona decyzjami konferencji poczdamskiej, Urban podkreśla, że - zgodnie z niemieckim punktem widzenia - Dolny Śląsk nie był w 1945 roku polskim terytorium państwowym, lecz znajdował się raczej zgodnie z "poczdamskim protokołem" "pod polską administracją". Dodaje, że mocarstwa zachodnie traktowały sprawę granic w ten sam sposób. Strona niemiecka powołuje się ponadto na haską konwencję z 1907 roku, zabraniającą traktowania dóbr kultury jako reparacji (odszkodowań wojennych).
Zdaniem Urbana najmocniejszym niemieckim argumentem jest uznanie przez Republikę Federalną utraty (niemieckich) ziem wschodnich, ze wszystkimi znajdującymi się na nich obiektami - muzeami, bibliotekami, pałacami, kościołami i klasztorami oraz potraktowanie ich jako reparacji za polskie straty wojenne.
Ostatnie wypowiedzi niemieckiego negocjatora Tono Eitela nie są, "wbrew temu, co twierdzą warszawskie media, wyrazem nastawionej na konfrontację nowej polityki Niemiec wobec Polski"- ocenia Urban. Faktem jest natomiast jego zdaniem to, że "narodowokonserwatywne kierownictwo" braci Kaczyńskich zerwało dwa lata temu negocjacje w sprawie restytucji dóbr kultury. Wobec "zawirowań" nad Wisłą w Berlinie nikt nie oczekuje nowych inicjatyw po stronie polskiej - uważa dziennikarz.
"W niemieckim ministerstwie spraw zagranicznych panują raczej obawy, że spór stanie się tematem walki przedwyborczej. Na takim sporze skorzystałby jedynie narodowopatriotyczny obóz w Polsce" - stwierdził w konkluzji Urban.
INTERIA.PL/PAP