Spłacony dług
Jeżeli mówimy o prawdziwej resocjalizacji, to nie może być tak, że latami będziemy trzymali ludzi w więzieniu, bo wtedy ich powtórne wejście w normalne życie będzie niemożliwe - mówi Elżbieta Różańska, psycholog, która pracowała w więzieniu z pierwowzorami bohaterów filmu "Dług", Sławomirem Sikorą i Arturem Brylińskim.
Ozon: Cieszy się pani, że Artur jest wolny?
Elżbieta Różańska: Cieszę się i jestem zmęczona. Procedury trwały nieprawdopodobnie długo. Zmęczenie to pierwsze uczucie, jakie mi towarzyszyło. Mocniejsze od radości.
Kiedy po raz pierwszy zetknęła się pani z tą sprawą?
Czasem sobie myślę, że zostałam nią naznaczona. Otwierałam gazetę właśnie wtedy, kiedy o tym pisano. Od razu coś mi się nie zgadzało w tym, co o ustaleniach procesowych pisali dziennikarze. Wydawałam już opinie w kilku dość trudnych sprawach o zabójstwo. Pamiętam, że wątpliwości mieli też dziennikarze. I oni widzieli rozbieżności między tym, co wiadomo było o motywach zbrodni, a tym, co ostatecznie przyjęto w procesie.
Sąd nie zdecydował o nadzwyczajnym złagodzeniu kary, co można zastosować przy zbrodni w afekcie?
Tego czynu nie potraktowano jako działania w afekcie. Moim zdaniem na tym polegał błąd tamtego składu sędziowskiego. Nie pokazano sądowi, że oprócz takiego prostego afektu, kiedy zdenerwuję się o 5.35, a o 5.37 zabijam, jest jeszcze inny afekt - odroczony. Nie chciałabym powiedzieć, że osoby wydające opinie były niekompetentne. Przed 12 laty wiedza na temat przemocy była mniejsza.
Lech Falandysz, który też nie zgadzał się z wyrokiem, mówił o "skumulowanym afekcie z odroczoną reakcją". I dodał: "Jeżeli zawodzą wszelkie próby ucieczki, pozostaje rozwiązanie ostateczne: jedynym sposobem odparcia zamachu jest zabicie agresora". Czy psycholodzy mogą się pod tym podpisać?
Nie wszyscy. Choćby ci, którzy wtedy opiniowali, mieli odmienne zdanie.
Od początku nie było w pani zgody na wysokość kary orzeczonej wobec Brylińskiego i Sikory?
Sześć lat po procesie przeczytałam już nie prasowe relacje z procesu, lecz zapis wykonany przez osobę, która spędziła ze skazanymi wiele godzin podczas widzeń. Czytałam z przerwami, bo czułam, jak wzbiera we mnie złość. To, co było przedtem tylko intuicją psychologa, stawało się realne. Mówiłam o tym głośno. Myślę, że byłam pierwszym psychologiem, który może nie powiedział Brylińskiemu i Sikorze, że akceptuje to, co zrobili, ale że w jakiś sposób to rozumie. Sławek odnalazł mnie na jednej z przepustek. Potem dziennikarz "GW" Bogdan Wróblewski powiedział mi: - Niech się pani zajmie i tym drugim. Dopiero jest biedny.
Bryliński pisał: "Trzykrotnie w latach 2000-2003 składałem prośby do Prezydenta RP o zmniejszenie kary na drodze łaski. Czyniłem to głównie ze względu na dramatyczne położenie mojej rodziny, bo w moim sumieniu nie odbyłem jeszcze kary".
Sławek był aktywny. A Artur długo odbywał głębokie wewnętrzne rekolekcje. Był bardzo silnie zwrócony w stronę wnętrza. Trwał w więzieniu, jakby był zanurzony w naftalinie. Sławka energia zaprowadziła do wielu miejsc i wielu ludzi na zewnątrz, dlatego jemu pierwszemu zaczęto pomagać. Artur pomoc przyjmował jak coś mu nienależnego.
Czy zawsze żałowali tego, że zabili?
Nigdy nie żyli niezgodnie z normami. Oczywiście do czasu zabójstwa. Pokuta, ekspiacja, zadośćuczynienie były im bardzo potrzebne. Jednak przedłużanie kary więzienia, w moim przekonaniu, w pewnym momencie stało się zupełnie niepotrzebne. Jeżeli mówimy o prawdziwej resocjalizacji, to nie może być tak, że latami będziemy trzymali ludzi w więzieniu, bo wtedy ich powtórne wejście w normalne życie będzie niemożliwe. Kara zamieni się w odwet. Spotkania podczas przepustek najpierw ze Sławkiem, a potem z Arturem utwierdziły mnie w przekonaniu, jak bardzo krzywdzący był wyrok. Pomagałam im, bo uważałam, że taki jest mój obowiązek, misja, którą mam do spełnienia jako psycholog.
Jak udało się Arturowi przetrwać w więzieniu w tak dobrym stanie psychicznym i duchowym?
Zawsze był introwertywny, bardzo głęboko przeżywający. Czas kary na pewno sprzyjał jego wewnętrznemu dojrzewaniu. Cierpienie takiemu dojrzewaniu sprzyja. A Artur cierpiał bardzo. Bardzo dobrze o nim myślę. Jest wartościowym człowiekiem. Nigdy, na żadnym etapie jego życia nie można było powiedzieć, że był zły.
Czy zawsze pokornie znosił to więzienie?
Pewnie nawiązuje pani do informacji prasowych o jego związkach z subkulturą więzienną? Jak człowiek trafia do więzienia i ma tak długi wyrok, to jedną z metod na przetrwanie w więzieniu jest bliski związek ze społecznością więzienną. Jednak nie demonizowałabym grypsowania. "Grypsera to teraz w środowisku więziennym - jak powiedział kolega Artura, też skazany - "park jurajski"".
"Potrzebowałem czasu i otrzymałem go. Wierzę, że dobrze ten czas wykorzystałem. Dziś jestem innym człowiekiem - nie tylko starszym, ale i bardziej dojrzałym"- napisał.
Artur powiedział mi kiedyś ze smutkiem, kiedy żegnaliśmy się przed kolejnym jego powrotem do więzienia, do którego zresztą z wielką cierpliwością i z wielką pokorą wracał: "Wie pani, pan prokurator kiedyś powiedział, że w filmie to było zupełnie inaczej niż w aktach. Ja chciałem mu powiedzieć: - Proszę pana, w życiu było też inaczej niż w aktach". Tak naprawdę, żeby zrozumieć to, co się działo w ich życiu, trzeba dotknąć przemocy, zrozumieć, jak bardzo można być w przemoc uwikłanym. Myślę, że nikt, kto przemocy nie dotknął, nie wyobraża sobie mocy i pokrętności tego zjawiska.
Czytaj więcej w tygodniku "Ozon"