Sekcja zwłok Tadeusza M.
Dzisiaj przeprowadzono sekcję zwłok Tadeusza M., który wczoraj popełnił samobójstwo w areszcie jako podejrzany o zabójstwo b. ministra sportu Jacka Dębskiego. Wyniki sekcji "będą znane w późniejszym okresie czasu" - podała prokuratura. - Tadeusz M. nie przyznał się do winy - poinformowała minister sprawiedliwości Barbara Piwnik. Minister powiedziała, że nie mając wystarczającej liczby dowodów, nie może wykluczyć żadnej z hipotez dotyczących śmierci M. - Dlatego prokuratura prowadzi postępowanie - tłumaczyła minister.
Dzisiaj Prokuratura Apelacyjna w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie "nieumyślnego spowodowania 26 czerwca 2002 r. na terenie aresztu śledczego Warszawa-Mokotów śmierci Tadeusza M." - poinformował dzisiaj rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej Zbigniew Jaskólski.
Dodał, że ta kwalifikacja ma "roboczy charakter", a działania prokuratury "zmierzają do wyjaśnienia różnych wersji śledczych, w tym także zakładającej ewentualny udział osób trzecich w spowodowaniu zgonu Tadeusza M".
Według Jaskólskiego, obecnie dokonuje się oględzin i sekcji zwłok, ale "rezultaty, poprzedzone wynikami badań specjalistycznych, będą znane w późniejszym okresie czasu". Jeszcze wczoraj dokonano oględzin miejsca zdarzenia i przesłuchano część funkcjonariuszy Służby Więziennej.
Jednocześnie Piwnik zapowiedziała, że będzie toczyło się postępowanie przeciwko osobom, które przekazują mediom informacje, które mogły zaszkodzić prowadzonemu postępowaniu. Ze względu na wagę sprawy śledztwo w sprawie śmierci M., które ma być wszczęte jeszcze dziś, poprowadzi najważniejsza warszawska prokuratura, czyli Prokuratura Apelacyjna.
- Dotąd nie ma przesłanek wskazujących na udział osób trzecich w zdarzeniu - powiedział jeden z informatorów związanych z organami ścigania.
Wczoraj poseł SLD Jerzy Dziewulski powiedział PAP: "Trzeba ustalić, czy ktoś mu nie pomógł. Czy tu nie było innego zlecenia, bo przecież Tadeusz M. działał na zlecenie, miał masę informacji. Trzeba wziąć po uwagę fakt, że on się już podłamał, już się przyznał do zabójstwa".
Minister sprawiedliwości skomentowała to dzisiaj mówiąc, że Dziewulski ani nie prowadził śledztwa, ani nie uczestniczył w przesłuchaniach. - W związku z tym, jeśli wypowiada takie treści, to może zechciałby wyjaśnić, skąd zna treść wyjaśnień, protokołu, bo to jest istotne, co znalazło się protokole przesłuchania - dodała.
We wtorkowym "Życiu Warszawy" ukazał się obszerny artykuł, zawierający informacje o okolicznościach zatrzymania Tadeusza M., o tym, w jakim areszcie przebywa domniemany zabójca Jacka Dębskiego, także o tym, że Inka zaczęła "sypać".
- Czy wolno takie informacje sprzedawać gazetom? (...) Wszystko zostało powiedziane - dopytywała się dziennikarka. - Wszystko zostało powiedziane, a nie powinno być powiedziane - powiedziała Piwnik. - Będzie toczyło się postępowanie, które pozwoli stwierdzić, kto ujawnił te okoliczności ze śledztwa, które w tym momencie naprawdę powinny być pilnie strzeżoną tajemnicą dla dobra tego śledztwa - dodała.
Poinformowała, że rozmawiała już z ministrem spraw wewnętrznych i administracji Krzysztofem Janikiem o prasowym źródle informacji. Ma zostać zbadane, czy informacje te nie wychodzą z policji lub Centralnego Biura Śledczego.
Janik: od poniedziałku trwa śledztwo w sprawie przecieku
Już od poniedziałku toczy się dochodzenie wewnątrz policji dotyczące przekazania informacji do mediów o transporcie z Mysłowic Tadeusza M. - powiedział dzisiaj minister spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik. - Tak zwane przecieki ze śledztw to jest zmora polskich organów ścigania. Objęliśmy tym śledztwem zarówno konwój, jak i zakład karny w Mysłowicach, z którego był on przewożony, i także tych wszystkich, którzy mieli do czynienia z tą sprawą - powiedział podczas konferencji prasowej w Olsztynie minister Janik. Szef resortu spraw wewnętrznych powiedział, że będzie chciał "wytępić" przecieki z policji. Według Janika, konsekwencje dla policjantów, którzy przekazują ważne informacje ze śledztw dziennikarzom.
Śledztwo w sprawie zabójstwa Dębskiego będzie kontynuowane
Śledztwo w sprawie morderstwa byłego ministra sportu, Jacka Dębskiego, mimo samobójstwa głównego podejrzanego, będzie toczyć się dalej. Prokurator Krajowy Karol Napierski twierdzi, że będzie ono jednak utrudnione, a brak głównego podejrzanego może nawet sprawić, że okoliczności śmierci ministra sportu w ogóle nie zostaną wyjaśnione. Teraz w rozwiązaniu zagadki śmierci ministra Dębskiego być może pomocna okaże się Halina G., ps. Inka, oskarżona o współudział w morderstwie. To ona wyprowadziła Dębskiego w nocy z 11 na 12 kwietnia ubiegłego roku z restauracji, na zewnątrz której czekał zabójca. Jednak później to głównie dzięki jej zeznaniom sformułowano zarzuty wobec M.
Były minister spraw wewnętrznych Marek Biernacki ujawnił radiu RMF, że o wypuszczenie z aresztu Inki zabiegał mecenas, który reprezentował Jeremiasza B., ps. "Baranina" - zleceniodawcę zabójstwa Dębskiego. Ona sama odmawiała opuszczenia aresztu. Barbara Piwnika pytana, czy Inka ma "specjalną ochronę" odpowiedziała, że "nie można ujawniać tego rodzaju informacji dla dobra toczącego się postępowania". Dodała jednak, że na pewno będą i są podejmowane takie działania, które by uniemożliwiłyby zrobienie jej czegoś.
Zdaniem Biernackiego, "Baranina" powinien być sądzony w Austrii. - Uważam, że dobrze będzie, jeśli "Baranina" zostanie osądzony w Wiedniu, a nie w Polsce. Ponieważ wiem, że tam nie wyjdzie na wolność. W Polsce sytuacja może być dziwna, z polskiego więzienia mógłby nawet rządzić - mówi Biernacki.
INTERIA.PL/RMF/PAP