Rejestr Usług Medycznych ma być gigantycznym systemem informatycznym, który sam zbierałby dane, np. o wszystkich wizytach u lekarzy oraz przepisywanych lekach. Ten jeden ze sztandarowych pomysłów ministra zdrowia ma jednak małe szanse na realizację. Przede wszystkim nie wiadomo, skąd wziąć na to pieniądze, a po drugie - i to chyba najważniejsze - tak naprawdę nie wiadomo, czym ma być rejestr. Nie ma bowiem precyzyjnych określeń. Zdezorientowana jest niemal cała sejmowa komisja zdrowia, a co gorsze niewielkie pojęcie o rejestrze ma także samo ministerstwo zdrowia. - Próbujemy znaleźć najlepsze rozwiązanie. A na temat ostatecznego kształtu będziemy się wypowiadać trochę później. - mówi rzecznik Ministerstwa Renata Furman. Jednocześnie podkreśla, że 5 miesięcy wystarczy, aby skomputeryzować wszystkie szpitale, przechodnie, rozstrzygnąć - na razie nie ogłoszony - przetarg, rozdać miliony magnetycznych kart pacjentom i sprawić, żeby system zadziałał. W realizację tych założeń wierzy coraz mniej osób, także w ministerstwie. Na to żeby system zaczął działać trzeba bowiem więcej czasu. Ile? Śląskiej Kasie Chorych zabrało to aż 7 lat.