. - Władek Kuroń był bohaterem. Podobno rzucił kiedyś rozgrzanym żeliwnym piecem w carskich żandarmów - odpiera zarzuty , syn legendarnego działacza opozycji Jacka Kuronia i potomek oskarżanego przez Giertycha o napad sprzed stu lat Władysława Kuronia. - To był czas, kiedy endecja współpracowała z caratem, a PPS szukał pieniędzy na działalność niepodległościową. Sam napadał wtedy z pistoletem w ręku na pociągi - broni rodzinnej tradycji - w rozmowie z dziennikarzami tygodnika- Maciej Kuroń. Ale dla prof. Macieja Giertycha sprawa Władysława Kuronia jest jednoznaczna. - To przejawem pospolitego bandytyzmu, zaś dla wielu pracowników fabryki i ich rodzin przyczyną nędzy i krzywdy ludzkiej - ocenia. Zdaniem Macieja Kuronia, opowieści Macieja Giertycha o zdarzeniach sprzed stu lat to przejaw walki politycznej. - Wyciąganie przez Giertychów historii z tą fabryką przypomina mi bredzenie u cioci na imieninach: pogadam, pogadam a nuż kawałek gówna przyczepi się do człowieka - tłumaczy. Protoplasty Kuronia - ja informuje "Wprost" - broni też polityk i historyk prof. Tomasz Nałęcz. - PPS chciała wywołać antyrosyjskie powstanie, a endecja współpracująca z caratem występowała przeciwko tym dążeniom. Nie rozumiem, jak można te dwie postawy uważać za równorzędne - mówi prof. Nałęcz. Więcej o historii rodzinnego sporu między Kuroniami i Giertychami w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku, 2 lipca.