Bliscy i znajomi ks. Jerzego Popiełuszki wspominają jednak, że niechętnie wracał do wspomnień z dzieciństwa. Nieskory był do osobistych wynurzeń. - Jeżeli już mówił o sobie to krótko, nie wchodząc w szczegóły - podkreśla Milena Kindziuk, autorka biografii księdza. Wczesna młodość późniejszego męczennika Solidarności działa się w trójkącie wsi Okopy-Grodzisk-Suchowola, leżących w środkowej części obecnego województwa podlaskiego. To była jego mała ojczyzna. Tu dojrzewał, uczył się rozumieć i pojmować świat. W Okopach przyszedł na świat i mieszkał, w Grodzisku odwiedzał babcię, z którą był blisko związany, w Suchowoli chodził do szkoły i do kościoła. Wzgórza morenowe Okopy - których nazwa pochodzi najpewniej od rozciągających się w okolicy wzgórz morenowych, bo z daleka wyglądały jak fortyfikacje - były rodzinną wsią Popiełuszków. Byli rodziną wielopokoleniową. Pod jednym dachem, w dwupokojowym domu z kuchnią, stojącym w środku wsi, mieszkali dziadkowie, rodzice i dzieci. Dom jest niepozorny, wyróżnia go tylko umieszczony obok niego głaz, postawiony przez białostocką Solidarność. Inskrypcja: "W 10 rocznicę męczeńskiej śmierci księdza Jerzego" wskazuje, że tu mieszka rodzina Popiełuszków. Popiełuszkom żyło się ciężko. Utrzymanie dużej rodziny z gospodarstwa nie było łatwe. Z kilkunastu hektarów ziemi tylko połowa nadawała się do uprawy. Mieli to, co wszyscy w okolicy: ziemniaki, żyto, trzymali krowy. Okolica była dość biedna. Wsie długo nosiły ślady wojny, a elektryfikację przeprowadzono tu dopiero w latach 60. W latach 50. władze próbowały przeprowadzić przymusową kolektywizację. Jednak rolnicy obdarowani ziemią ledwie kilka lat wcześniej dzięki reformie rolnej, oparli się naciskom. W okolicy nie powstała żadna spółdzielnia produkcyjna ani PGR. W domu mówiono charakterystyczną dla okolicy gwarą. Językiem polskim, ale z dużymi białoruskimi naleciałościami. Jak potem wspominał ksiądz Jerzy, jeszcze jako kilkunastolatek źle mówił po polsku. Popiełuszkowie uczyli swoje dzieci szacunku dla dorosłych. We wzajemnych relacjach zachowywano dystans. Dzieci zwracały się do rodziców per "wy". Środek Europy Dla mieszkańców Okopów pobliska Suchowola mogła wydawać się metropolią. Po II wojnie światowej zniszczona, podupadła i straciła prawa miejskie (odzyskała je dopiero w 1997 r.), niemniej wciąż tętniła życiem. Tu był kościół, szkoły i sklepy. Stąd jeździło się autobusem do Dąbrowy i Białegostoku. Pierwszymi mieszkańcami okolic były plemiona Jaćwingów, które następnie zostały zdominowane przez napływową ludność polską z Mazowsza. Historyczną pozostałością tamtych czasów są szczątkowe ślady po kurhanach i cmentarzyskach jaćwieskich, z tego okresu pochodzi również wał obronny w kształcie koła, tzw. kolisko obronne w Grodzisku. W 1775 r. Szymon Antoni Sobiekrajski, kartograf królewski, wyznaczył w niej Geograficzny Środek Europy. Głaz symbolizujący środek Europy oraz łuk z krzyżem papieskim (będący częścią historycznego ołtarza wybudowanego z okazji pobytu Ojca Św. Jana Pawła II w Białymstoku podczas IV Pielgrzymki do ojczyzny w 1991 r.) - umiejscowiony w parku miejskim, a także Izba Pamięci Ks. Jerzego Popiełuszki, to dziś największe atrakcje Suchowoli. Pomnik księdza stoi tuż przy wejściu do kościoła pw. św. Piotra i Pawła. Znajduje się na nim inskrypcja ze słowami Jana Pawła II: "Niech ta śmierć będzie źródłem nowego życia". Obok kościoła widoczne są dwa złączone ze sobą symboliczne groby. Ks. Jerzego i ks. Stanisława Suchowolca, który zginął w tajemniczych okolicznościach w styczniu 1989 roku. W kościele w Suchowoli Popiełuszko w 1956 r. przyjął pierwszą komunię świętą. W tym samym roku otrzymał także bierzmowanie. Może także w tutejszej świątyni usłyszał pierwsze wezwanie do kapłaństwa? Tego jednak nie wiadomo na pewno. Jak mówiła potem barwnie Marianna Popiełuszko, jego matka, pierwsze seminarium miał w domu. Gdy jej syn został ministrantem, miał komżę, ale krótką - opowiadała. - Ale on koniecznie chciał mieć długą!... Młody Popiełuszko wychowywał się w pobożnej rodzinie. Codziennie cała rodzina zbierała się na wspólną modlitwę, codziennie odmawiano różaniec. - Bezpośrednio z kościołem sąsiadował mój dom rodzinny. W nim urodziła się mama księdza Jerzego, tam mieszkała nasza babcia Marianna Gniedziejko. Codziennie już jako staruszka dreptała do kościoła. Ta religijność babci i mamy księdza Jerzego, właściwie religijność całej rodziny, była bardzo widoczna - mówi ks. Kazimierz Gniedziejko, proboszcz jednej z parafii w okolicach Warszawy, brat cioteczny księdza Jerzego. Porucznik Gniedziejko Opór wobec komunizmu był dość powszechny w tej okolicy, ludzie patrzyli niechętnie na ustrój przyniesiony na bagnetach Armii Czerwonej. Wielu mężczyzn w tych stronach walczyło w czasie wojny w Armii Krajowej, a po wojnie w prężnej tutaj antykomunistycznej partyzantce. - Tu sprawy narodowe były tak samo ważne, jak i religijne - mówi ks. Kazimierz Gniedziejko. - Istniała silna świadomość tego, że sytuacja po wojnie nie odpowiada naszym oczekiwaniom. W naszej wsi ludzie po kryjomu słuchali Radia Wolna Europa i pytali: kiedy ktoś nas wyzwoli. W AK był jego stryj Alfons Gniedziejko, brat mamy księdza Jerzego. To ważna postać w rodzinie. Działał w partyzantce, był porucznikiem. W 1945 r. brał udział w akcji odbicia aresztowanego i torturowanego kolegi z konspiracji. I sam zginął z rąk sowieckich. Miał 21 lat. - Jeszcze w latach siedemdziesiątych, jako dorosły chłopak znajdowałem pod przegniłą deską w spichrzu naboje. Była to pamiątka po stryju - opowiada ks. Gniedziejko. Porucznik był dla nich wzorem. W domu często rozmawiano o historii. Szybko dowiedział się o tym, co stało się 17 września 1939 r. czy 1 sierpnia 1944 r. W szkole mówiono, że zryw 1944 r. to był niepotrzebny rozlew krwi, w domu słyszał o bohaterach walczących w powstaniu i o wojskach sowieckich czekających za Wisłą aż Polacy się wykrwawią. Tam, na Podlasiu, coś się dzieje Przez jedenaście lat Popiełuszko chodził do szkoły w Suchowoli. Siedem lat do podstawówki, potem, przez cztery, do liceum. Szkoła podstawowa, w której późniejszy ksiądz rozpoczął w 1954 r. naukę, mieściła się w drewnianym budynku w pobliżu kościoła. Także w jego pobliżu, w kilku budynkach, mieściło się liceum, do którego zdał w 1961 r. Liceum było na dobrym poziomie, na studia dostawała się większość jego absolwentów. Wakacje spędzał w domu. Pomagał w pracach polowych. Gdy miał jedenaście lat chodził już za pługiem. Dopiero w liceum brał czasem udział w wycieczkach po regionie. - W Białymstoku podobał mu się szczególnie, jak zresztą innym z nas, Pałac Branickich - wspomina ksiądz Zygmunt Wirkowski, kolega z liceum, a potem z seminarium. Jego powołanie krystalizowało się w liceum. W rodzinie było oczywiste, że pójdzie do seminarium. Nie wybrał jednak seminarium w Białymstoku, lecz w Warszawie. I to wbrew sugestiom proboszcza z Suchowoli, który tłumaczył, że w stolicy i studia, i praca będą trudniejsze, bo przecież w zupełnie nowym środowisku. Jednak nie posłuchał. Na Podlasiu, w Suchowoli i Okopach, był teraz rzadkim gościem. Choć oczywiście chętnie je odwiedzał. - Gdy przyjechał w wolnej chwili do Okopów, lubił pójść w teren. W Okopach są ładne wzgórza morenowe. Zresztą większość Białostocczyzny usiana jest takimi polodowcowymi pagórkami - opowiada ks. Kazimierz Gniedziejko. Kiedy zamieszkali w centralnej Polsce, nie mogli się przyzwyczaić do tych mazowieckich nudnawych płaszczyzn. Tam, na Podlasiu, po prostu coś się dzieje. Wystarczy przejechać drogą między Suchowolą a Dąbrową Białostocką. Można poczuć się niemalże jak w górach. Na zmianę jest góra, dół, góra, dół. Konstanty Juliański