Przeoczone pełnomocnictwo
Adwokat byłego komendanta głównego policji generała Antoniego Kowalczyka złożył w Sądzie Rejonowym w Kielcach pełnomocnictwo, lecz zostało to przez sąd przeoczone.
Taką informację przekazał rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach Artur Adamiec.
- Będzie szczegółowo wyjaśniane, jak mogło do tego dojść - dodał Adamiec.
Z powodu nieobecności adwokata nie rozpoczął się dzisiaj proces Kowalczyka, oskarżonego o niedopełnienie obowiązku i składanie fałszywych zeznań w związku ze sprawą przecieku starachowickiego. Sąd nie zawiadomił obrońcy o terminie rozprawy.
Rozprawa została odroczona do 5 kwietnia ponieważ Kowalczyk nie zgodził się na to, by proces toczył się bez obrońcy.
Sędzia Adamiec powiedział dziennikarzom, że oskarżony oświadczył, iż jego poprzedni adwokat wymówił pełnomocnictwo i Kowalczyk ustanowił nowego obrońcę. Sąd nie wiedział jednak, że generał ma nowego adwokata.
Kowalczyk na pytanie dziennikarzy, czy adwokat wiedział o rozprawie odpowiedział, że nie ma pojęcia.
Byłemu komendantowi głównemu policji Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie zarzuciła składanie fałszywych zeznań, niedopełnienie obowiązku służbowego oraz zatajanie prawdy w związku ze "sprawą starachowicką". Grozi mu za to kara do 3 lat pozbawienia wolności.
Akt oskarżenia liczy ponad 80 stron, składa się z dwóch części - jawnej i niejawnej. Jawne akta sprawy zawarte są w czterech tomach, natomiast liczba tomów akt niejawnych objęta jest tajemnicą.
Wątpliwości co do Kowalczyka pojawiły się w roku 2003. Zeznawał on jako świadek w Prokuraturze Okręgowej w Kielcach. Media pisały później, że komendant kłamał: najpierw mówił, że nic nie powiedział Sobotce (ówczesnemu wiceministrowi spraw wewnętrznych i administracji - przyp. red.) o planach Centralnego Biura Śledczego, później przyznał, że powiedział. Ówczesny minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk potwierdził te informacje.
Według prokuratury, Kowalczyk, jako komendant główny policji, nie poinformował też o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, którym był wyciek tajnych informacji o planowanej akcji przeciw starachowickim samorządowcom.
Generał Kowalczyk nie poczuwa się do winy. Po jednym z przesłuchań w Rzeszowie powiedział dziennikarzom, że postawione mu zarzuty wynikają z błędnej interpretacji. - Myślę, że te zarzuty wynikają z pewnego rodzaju nieporozumień. Byłem przesłuchiwany w Kielcach przez kilku prokuratorów na te same tematy, w związku z tym jestem przekonany, że te elementy będą wyjaśnione - tłumaczył. - Na pewno nie czuję się - broń Boże - winny. Nie naruszyłem żadnego przepisu prawnego. Jestem przekonany, że jesteśmy w stanie to wyjaśnić - dodał.
29 października 2003 r. Kowalczyk zrezygnował z funkcji komendanta głównego policji, a 15 lutego 2004 r. przeszedł na emeryturę.
Prokuratura Okręgowa w Kielcach wyłączyła wątek zeznań Kowalczyka z głównego nurtu śledztwa i przekazała sprawę do Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Wnioskowała o wyznaczenie innej prokuratury do badania tej sprawy. Argumentem był fakt, że gdyby postępowanie toczyło się w Kielcach, mogła zajść konieczność przesłuchania prokuratorów, przed którymi zeznawał Kowalczyk w toku śledztwa dotyczącego przecieku. Mogłoby dojść do sytuacji, w której prokuratorzy przesłuchiwaliby swoich kolegów.
Sprawę gen. Kowalczyka do Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie przekazała w lutym 2004 r. Prokuratura Krajowa. Przesłuchano kilkunastu świadków, m.in. Zbigniewa Sobotkę, prokuratorów z Kielc, byłego zastępcę Kowalczyka generała Adama Rapackiego oraz byłego szefa Centralnego Biura Śledczego Kazimierza Szwajcowskiego. Prokuratura nie ujawniła treści zeznań świadków, zasłaniając się tajemnicą sprawy.
Tzw. afera starachowicka dotyczy przecieku tajnych informacji o akcji Centralnego Biura Śledczego w marcu 2003 roku w Starachowicach, skierowanej przeciw tamtejszym przestępcom.
INTERIA.PL/RMF/PAP