Na wrześniowym zjeździe PO zanosi się na ostre starcie między zwolennikami Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny. Politycy Platformy mają na nim wybrać władze partii, a wcześniej zdecydować o zmianach w jej statucie. W czerwcu zaproponował je Tusk. Premier chce, by zarząd partii, w którym jest 13 osób, został poszerzony o szefów regionów i liczył 35 członków. Według jego koncepcji w zarządzie znalazłoby się z klucza 16 szefów regionów, a 19 osób wybierano by w głosowaniu. Pomysł podzielił partię. "Propozycję premiera uważam za chybioną z punktu widzenia liczebności zarządu" - mówi "Rz". "Gremium 35-osobowe siłą rzeczy nie będzie miejscem, gdzie będą zapadać realne decyzje. Ale raczej ciałem doradczym. Pytanie, czy wtedy decyzje nie będą podejmowane jednoosobowo". Zdaniem Gowina statutu w ogóle nie należy zmieniać. Kontrowersje budzi też inny pomysł z otoczenia premiera. Funkcję sekretarza generalnego miałaby zastąpić mniej ważna - sekretarza menedżera. A choć niektórzy politycy uważają, że tego stanowiska nie powinno się zmieniać, to nie widzą na nim Schetyny. W politycznych kuluarach pojawiają się już nazwiska możliwych następców Schetyny: rzecznika rządu Pawła Grasia lub posła Sławomira Nowaka. Dla Schetyny na otarcie łez zostałoby utworzone stanowisko pierwszego zastępcy przewodniczącego. Więcej na ten temat - w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".