Prokuratura dostarczyła PO haki na CBA
Mariusz Kamiński, szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, utrudnia nam śledztwo - alarmują śledczy z Prokuratury Okręgowej i piszą o pomoc do premiera, informuje "Newsweek".
uniemożliwia zaplanowanie jak i przeprowadzenia czynności procesowych pomimo wszczęcia śledztwa. Dotychczasowa bezczynność CBA utrudnia zatem postępowanie karne prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Rzeszowie".
Toczące się w Rzeszowie śledztwo dotyczy najgłośniejszej akcji w historii CBA: łapówki, która miała trafić do wicepremiera Andrzeja Leppera. Akcję przerwał przeciek, o dokonanie którego premier Jarosław Kaczyński obwiniał szefa MSWiA Janusza Kaczmarka. Skandal, który był następstwem akcji, doprowadził do rozpadu koalicji rządowej, upadku rządu i wcześniejszych wyborów.
Prokuratorzy z Rzeszowa nie wykluczają też wszczęcia śledztwa przeciwko Mariuszowi Kamińskiego właśnie za utrudnianie postępowania w sprawie kulis tajnej operacji przeciwko Lepperowi. - Trudno mi dzisiaj powiedzieć jakie podejmiemy kroki w tej sprawie. Na pewno tego tak nie zostawimy - powiedział "Newsweekowi" Marek Staszak, szef Prokuratury Krajowej.
Rzeszowscy śledczy sprawdzają, czy agenci CBA, którzy przygotowywali prowokację przeciwko współpracownikom Leppera złamali prawo. Chcą sprawdzić, czy CBA miało wymagane przez prawo wiarygodne informacje o popełnianych przez zatrzymanych później działaczy przestępstwach. A tylko w takim przypadku można było zaczynać prowokację.
W drugim wątku prokuratorzy szukają odpowiedzi na pytanie, czy funkcjonariusze CBA postępowali w zgodzie z prawem, fałszując dokumentację, która miała służyć za pretekst do wręczenia łapówki. Chodzi o sfabrykowanie dokumentów o ziemi rolnej pod Mrągowem, których przekwalifikowanie na działki budowlane mieli załatwić zatrzymani działacze Samoobrony. Zgodnie z przewidywaniami CBA w "odrolnieniu" miał pomóc Lepper, który jako minister rolnictwa naciskałby urzędników na przyśpieszenie procedury. W zamian miał dostać milion złotych łapówki. Problem prawny polega na tym, że zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem służby specjalne mogą fałszować jedynie dokumenty legalizacyjne, a więc np. paszporty lub dowody rejestracyjne samochodów. A dokumentacja działek do nich nie należy.
Żeby zebrać materiał dowodowy rzeszowscy prokuratorzy dwukrotnie zwracali się ze szczegółowymi pytaniami do szefa CBA i za każdym razem dostawali wymijające odpowiedzi. Pierwsze pismo trafiło do CBA w sierpniu i zawierało pytania m.in. czy szef CBA informował ówczesnego prokuratora generalnego, czyli ministra Zbigniewa Ziobrę lub inne osoby o przebiegu tajnej operacji przeciwko Lepperowi i jej kulisach oraz planach CBA.
Prokuratorzy chcieli też wiedzieć skąd funkcjonariusze CBA mieli wiarygodne informacje, że Andrzej Lepper będzie chciał przyjąć łapówkę za przekwalifikowanie gruntów pod Mrągowem. Śledczy dopytywali Kamińskiego, czy w CBA przeprowadzono tzw. kontrolę operacyjną, czyli czy sprawdzono, iż informacje o łapówkarstwie szefa "Samoobrony" nie są po prostu wyssane z palca. Poza tym prokuratorzy chcieli wiedzieć jacy funkcjonariusze brali udział w przygotowywaniu prowokacji, kto ich nadzorował i czy ktoś kontrolował ich pracę.
Po prawie miesiącu od wysłania pytań, wiceszef CBA w odpowiedzi przysłanej do rzeszowskiej prokuratury potwierdził tylko, że funkcjonariusze rzeczywiście przeprowadzali tajną prowokację. Ale nie odpowiedział na żadne z pytań prokuratorów. Śledczy się nie poddawali i na początku listopada ponownie napisali do szefa Biura prośbę o udostępnienie dokumentów tajnej operacji przeciwko Lepperowi. Bezskutecznie. 12 listopada do prokuratury wpłynęło pismo od Mariusza Kamińskiego (z datą 30 października). Odmówił on wydania prokuraturze jakichkolwiek dokumentów i informacji.
INTERIA.PL/Newsweek