W Warszawie zbuntowani prokuratorzy już wygrali. Doprowadzili do odwołania swojej szefowej, protegowanej samego ministra - pisze "Dziennik". Z różnych miejsc kraju napływają sygnały, że prokuratorzy dokumentują polityczne naciski, którym mieli być poddawani pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Prokurator, który pracuje w Ministerstwie Sprawiedliwości, mówi: "Gołym okiem widać, że idzie zmiana władzy". Powtarzają się doniesienia, że koledzy z różnych prokuratur kserują papiery, zachowują SMS-y od szefów i skrycie nagrywają rozmowy. Inna prokurator z centrali resortu: "Robią to śledczy, którzy prowadzili najpoważniejsze sprawy, w których przewijały się nazwiska przeciwników PiS". Prokurator ze Śląska: "Postanowiłem zarchiwizować sobie ważniejsze strony z akt prowadzonej sprawy. Szczególnie te z odręcznymi uwagami mojego szefa. Dla bezpieczeństwa nie korzystałem ze służbowego ksero na korytarzu prokuratury, ale wziąłem z domu cyfrowy aparat fotograficzny". Politycy z partii konkurencyjnych wobec PiS potwierdzają: "Jeden z prokuratorów powiedział wprost, że zbierane są dowody na ingerencje z czasów IV RP. Usłyszałem od niego: "Notujemy, kto i kiedy dzwoni do nas z góry i jakie wydaje polecenia. Nie jesteśmy w ciemię bici". Podobne wiadomości docierają do Marka Biernackiego z Platformy: "Podczas prac komisji ds. służb specjalnych miałem informacje, że prokuratorzy nie chcą na razie mówić, ale dokumentują wszystko i ujawnią wiele po zmianie władzy" - powiedział "Dziennikowi".