Premier o lustracji Gilowskiej
Jutro się okaże, czy sąd rozpatrzy wniosek rzecznika interesu publicznego, który zakwestionował prawdziwość oświadczenia lustracyjnego Zyty Gilowskiej - pisze "Dziennik".
Premier oświadczył, że jeżeli sąd umorzy postępowanie Gilowska powinna wrócić do rządu. W rozmowie z "Dziennikiem" Kazimierz Marcinkiewicz nie kryje, że dymisję wymusili ludzie dawnych służb specjalnych.
"Tydzień temu, w poniedziałek rzecznik interesu publicznego powiedział mi, że jeśli ktoś składa dymisję z funkcji publicznej, to nie wysyła się wniosku do sądu lustracyjnego, a jeśli się nie podaje do dymisji - to się wysyła. To był jasny przekaz i jak sądzę właśnie na jego podstawie pani premier Gilowska podjęła swoją decyzję, chcąc jednocześnie stanąć wobec sądu lustracyjnego i wyjaśnić sprawę do końca. Dziś zastępca rzecznika mówi, że trzeba wycofać ten wniosek. To jest już draństwo" - stwierdził premier w rozmowie z "Dziennikiem".
"Wystąpienie do sądu lustracyjnego w sprawie Zyty Gilowskiej nastąpiło po złożeniu zeznań przez byłych funkcjonariuszy SB i trudno nie doszukiwać się tu wątku służb specjalnych. Jeśli dziś zastępca rzecznika interesu publicznego publicznie mówi, że trzeba wycofać wniosek, to znaczy, że chodzi o to, żeby tej sprawy nie wyjaśnić, żeby nikt nie wiedział, jaka jest prawda. To się układa w jakąś całość. To jest zabijanie człowieka! Na to zgody absolutnie być nie może" - powiedział Kazimierz Marcinkiewicz w wywiadzie dla "Dziennika".
Jan Rokita z PO powiedział dziś tymczasem, że jeśli sprawa Gilowskiej nmie zostanie wyjaśniona, to Platforma może na najbliższym posiedzeniu Sejmu złożyć wniosek o powołanie komisji śledczej, która miałaby się zająć okolicznościami lustracji pani wicepremier.
INTERIA.PL/PAP