Po ogłoszeniu przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga, która prowadzi cywilny wątek śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, dwudziestu zarzutów sformułowanych przez biegłych na temat zaniechań BOR, Leszek Miller próbował podważać wiarygodność autorów ekspertyzy. Na zlecenie prokuratury nad ekspertyzą pracowali ppłk Jarosław Kaczyński, były zastępca szefa BOR odpowiedzialny za działania ochronne, i płk w st. sp. Stanisław Kulczyński, ekspert w dziedzinie walki z terroryzmem i operacji specjalnych. Szef SLD tłumaczył, że jest to opinia nierzetelna, a jeden z ekspertów - ppłk Jarosław Kaczyński - jest związany ideowo z braćmi Kaczyńskimi. Miller oskarżył ppłk. Kaczyńskiego o czystki polityczne wśród funkcjonariuszy BOR. Zdaniem szefa SLD pod dyktando Kaczyńskich miał on usuwać niewygodnych funkcjonariuszy BOR. Jak zaznacza Renata Mazur, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, to prokurator, a nie Leszek Miller oceni opinię biegłych pod kątem jej przydatności do postępowania i wiarygodności. "Do opinii nikt nie miał wglądu oprócz dwóch biegłych i dwóch prokuratorów prowadzących sprawę" - zaznacza rzecznik. Sam ppłk Kaczyński ujawnia, że przygotowuje pozew przeciwko Leszkowi Millerowi. "Rozważam skierowanie na drogę sądową sprawy o poświadczenie nieprawdy. Pan Miller zarzucił mi, że robiłem jakieś czystki w BOR, a przecież ja nigdy nie byłem przełożonym personalnym" - mówi ppłk Kaczyński. Poza tym odszedł z Biura w czasie, gdy premierem był Jarosław Kaczyński. Zdaniem "Naszego Dziennika", lider SLD skrytykował opinię ekspertów, nie znając jej treści. W chwili wystąpienia polityka podczas konferencji prasowej, opinia jako ściśle tajna znajdowała się w rękach prokuratorów.