Pozwie do sądu dziennikarza
Kandydat PiS na prezydenta Poznania, poseł Jacek Tomczak zapowiedział w niedzielę, że złoży do sądu prywatny akt oskarżenia przeciwko dziennikarzowi Głosu Wielkopolskiego Robertowi Kaźmierczakowi, który w artykule "Manko posła Tomczaka" zarzucił politykowi, że na poprzednią kampanię wyborczą wydał więcej niż zadeklarował.
Polityk zarzuca dziennikarzowi, że popełnił przestępstwo pomówienia. W związku z tym artykułem Kaźmierczaka poznańska prokuratura sprawdza, czy poseł nie złamał przepisów dotyczących finansowania kampanii wyborczej do Sejmu w 2005 r.
"Nie jest jasne, skąd pochodziły fundusze wyborcze obecnego kandydata na prezydenta Poznania. Kampania kosztowała go więcej, niż zarobił" - podkreślono w artykule. Według gazety, poznański polityk otrzymał w ramach budżetu PiS limit 50.000 zł.
"Z naszych ustaleń wynika jednak, że kampania kosztowała przynajmniej 85.000 - 90.000 zł. Z tych wydatków nie rozliczył się przed swoją partią" - napisał autor artykułu.
Podczas niedzielnej konferencji prasowej poseł Tomczak powiedział, że dziennikarz złamał wszystkie zasady, jakimi powinien kierować się niezależny reporter w demokratycznym państwie.
"Ten zbudowany na kłamstwach - i łamiący wszelkie zasady obiektywizmu i dziennikarskiej rzetelności - artykuł miał na celu zdyskredytowanie mojej osoby w kontekście zbliżających się wyborów na Prezydenta Miasta Poznania" - oświadczył poseł Tomczak. Dodał, że zarzuty przedstawione w artykule narażają go na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania mandatu posła i dyskredytuje w trwającej kampanii wyborczej na Prezydenta Miasta Poznania.
Tomczak zapowiedział też że: w osobnym pozwie cywilnym będzie domagał się od dziennikarza zadośćuczynienia na cel społeczny i że zgłosi sprawę do Rady Etyki Mediów.
Według pełnomocnika wyborczego PiS Norberta Napieraja, wszystkie wydatki wyborcze PiS zostały rozliczone. "PKW nigdy nie postawiła PiS-owi żadnego zarzutu co do rozliczenia kampanii".
Za przestępstwo pomówienia przy użyciu środków masowego przekazu Kodeks Karny przewiduje karę do 2 lat pozbawienia wolności.
INTERIA.PL/PAP