Potwierdzono śmierć 62 osób
Prokuratura potwierdziła dotąd 62 ofiary śmiertelne katastrofy w Katowicach. Wcześniej informowano o 67 zabitych.
- Nieścisłości to nieuniknione następstwo, gdy prowadzone są z ogromnym tempem, na wielką skalę, działania rozmaitych służb. Zwłaszcza, jeśli dzieje się to w nocy - tłumaczy minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro. Zastrzega przy tym, że ta liczba nie może być uznawana za "liczbą zamkniętą".
- Byłem na miejscu tragedii, to ogromny obiekt, blisko hektar powierzchni. Chciałbym wierzyć, że więcej ofiar nie będzie, ale uczciwie nie można tego powiedzieć. Musimy być świadomi ogromnych rozmiarów tej katastrofy - dodaje minister.
Do tej pory rodziny zidentyfikowały 34 ofiary śmiertelne ofiary katastrofy. Według policjantów, nadal trwa bardzo trudny proces identyfikacji zwłok. Do prosektoriów przybywają rodziny ofiar. Przeprowadzane są sekcje zwłok, pobierany materiał genetyczny do badań DNA i zabezpieczane odciski palców.
Do policji napływają wciąż sygnały o osobach zaginionych. Policja prosi wszystkich, których najbliżsi mogli być w sobotę na wystawie gołębi i nie wrócili do domu, o pilne zgłoszenie ich zaginięcia do najbliższej jednostki policji. Dotychczas na liście zaginionych jest 5 osób.
W szpitalach przebywa wciąż 82 rannych. Rano w szpitalu w Tychach zmarł 30-letni mężczyzna. Wielu poszkodowanych ma urazy głowy i kręgosłupa.
Sprawdzane są także dane około 20 samochodów zaparkowanych w okolicach miejsca tragedii, których właściciele dotychczas się nie zgłosili. Każdy z tych samochodów był brany w leasing, stąd tablice rejestracyjne wskazywały jako właściciela bank, a nie konkretną osobę. Gąska powiedział, że policja czeka na informacje banków o użytkownikach pojazdów.
Torebki, walizki, laptopy, komórki, dokumenty oraz inne przedmioty, odnajdywane przez strażaków i ratowników pod gruzami zawalonego dachu katowickiej hali trafiają do policyjnego depozytu w komendzie w Chorzowie. Rzeczy można odbierać w Komendzie Miejskiej na ul. Legnickiej 1. Punkt czynny jest przez całą dobę.
Na gruzy po zawalonej w Katowicach hali targowej po raz ostatni wkroczyli ratownicy z psami szkolonymi do wykrywania zwłok, ale nie wskazały, by pod gruzami znajdowały się ciała ofiar.
- Psy wskazały pięć miejsc, w których - jak można było sądzić - znajdują się ciała przygniecionych przez konstrukcję osób. Jednak po przeszukaniu natrafiono tam jedynie na ślady krwi - powiedział wicewojewoda śląski Artur Warzocha na konferencji prasowej w Katowicach.
Psy pracowały w bardzo ciężkich warunkach, trudno było im poruszać się w miejscu katastrofy - przeszkadzał śnieg i śliska blacha. Trudno też mieć stuprocentową pewność, że brak reakcji psów oznacza, że pod gruzami na pewno nikogo nie ma.
Wcześniej na rumowisku spotkali się eksperci, aby ustalić, kiedy i jak zacząć rozbiórkę zawalonej konstrukcji. Rozbiórka hali może potrwać nawet miesiąc.
Widząc poszczególne elementy konstrukcji biegli będą mogli wskazać, który będzie miał istotne znaczenie dla przyszłej oceny przyczyn katastrofy. Zostanie zbadana jego trwałość, rodzaj materiału, z którego został zrobiony a także w jaki sposób był konserwowany i utrzymywany.
Śledztwo sięgnęło już etapu projektowania tej inwestycji, a nawet zagospodarowania terenu na którym stoi obiekt. Trzeba będzie również uwzględnić ruchy tektoniczne oraz specyfikę regionu, czyli ewentualne tąpnięcia przy ocenie przyczyny katastrofy. Wszystko wskazuje na to, że oględziny będą trwały kilka tygodni.
Posłuchaj relacji reporterów RMF, Marka Balawajdera i Romana Osicy ze "strefy zero":
INTERIA.PL/RMF/PAP