Pospolite ruszenie na Jasną Górę
Co roku w sierpniu Jasna Góra przeżywa kolejny "potop". Dociera tam wtedy ponad sto pieszych pielgrzymek. W tym roku może paść rekord.
Jak informuje biuro prasowe jasnogórskiego klasztoru, w sierpniu ubiegłego roku w 133 pielgrzymkach dotarło do sanktuarium 143 578 osób. W największych pielgrzymkach - takich jak warszawska czy krakowska - wzięło udział 8,5 - 9 tys. pątników. Ojciec Stanisław Tomoń, rzecznik Jasnej Góry, spodziewa się, że w tym roku, w związku ze śmiercią Jana Pawła II i modlitwami o jego szybką beatyfikację, pielgrzymów będzie jeszcze więcej.
Oprócz największych pielgrzymek, organizowanych przez diecezje, na Jasną Górę rusza wiele mniej lub bardziej oryginalnych grup - są więc pielgrzymki żeglarzy, górali, rybaków, hutników, a nawet hipisów. Jest pielgrzymka na wrotkach, konna i biegowa. Są też wędrówki jednoosobowe. Ojciec Tomoń wspomina pewnego Francuza, który w pojedynkę przeszedł bez mała pół Europy, zdążając na Jasną Górę.
Najwięcej pątników dociera do jasnogórskiego klasztoru w sierpniu, kiedy obchodzimy dwa ważne maryjne święta - 15 sierpnia Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, a 26 - uroczystość Matki Bożej Jasnogórskiej. Poza tym sierpień to miesiąc wakacyjny i stosunkowo najmniej kapryśny, jeśli idzie o aurę, a każdy, kto brał udział w pielgrzymce, wie, jak w drodze doskwiera deszcz.
"Za tym tęskni się cały rok"
Przekrój wiekowy uczestników pielgrzymek jest ogromny - od małych dzieci wiezionych na wózkach przez rodziców po 60-, 70-latków. Zdecydowaną większość stanowi jednak młodzież, dla której pielgrzymka jest często także nietypowym sposobem na spędzenie części wakacji.
Każdy pielgrzym ma jednak swoją konkretną intencję modlitewną. Nawet jeśli nie jest pewien, czy wierzy w Boga, prosi o przeróżne rzeczy - zdrowie dla kogoś bliskiego, zdanie egzaminów czy powrót narzeczonego. - Często do Częstochowy idą ludzie, którzy mają problemy rodzinne, sprawy życiowe do poukładania - mówi ksiądz Emil z Lublina, który na pielgrzymki zaczął chodzić jeszcze w podstawówce, a obecnie jest opiekunem pątniczych grup.
Anita, studentka z Krakowa, poszła na pielgrzymkę, bo miała dwie poprawki na uczelni, w dodatku rzucił ją chłopak. Ruszyła, choć wcześniej przez cały rok nie była w kościele. Poprawki zdała, chłopaka ma dziś innego. Czy to interwencja nieba?
Robert z Tarnowa, dziś już absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, był na pielgrzymce dwa razy - po skończeniu podstawówki i po maturze. W tym roku nie zdąży pójść, by podziękować Bogu za kolejny dyplom, bo spóźnił się z obroną pracy magisterskiej.
Ks. Emil przekonuje, że pielgrzymka to "coś, za czym tęskni się cały rok". Nie umie jednak wytłumaczyć, na czym dokładnie polega "to coś", co przyciąga co roku tysiące ludzi. - Żeby to odczuć, każdy musi po prostu spróbować. Tego się nie da opowiedzieć - przekonuje.
Podobnie mówi wielu świeckich uczestników pieszych wypraw. Niektórzy są przekonani, że "dotknęli czegoś niedotykalnego".
Nie tylko święci
Nie wszyscy jednak idą na pielgrzymkę w zbożnych celach. Robert twierdzi, że jego dwóch kolegów w czasie takiej wędrówki zdobyło nowe doświadczenia seksualne. Był też świadkiem pijatyki urządzonej przez małoletnich "pątników". Zapewnia jednak, że to tylko margines, a opowieści, że pielgrzymki to niekończąca się impreza, są mocno przesadzone. Potwierdza to Anita, która dodaje, że trudno, żeby wśród tylu tysięcy osób nie znalazły się czarne owce.
Magda z Mińska Mazowieckiego poszła na pielgrzymkę na początku studiów - z ciekawości i z braku lepszego pomysłu na wakacje. Była razem z kilkoma podobnie nastawionymi znajomymi. - W czasie dnia odłączaliśmy się od pielgrzymki i chodziliśmy swoimi drogami, czasem podjeżdżaliśmy autostopem, byle tylko dotrzeć na czas do miejsca, gdzie mieliśmy darmowy obiad i nocleg. W sumie były to takie tanie wakacje - twierdzi. Nawet nie dotarła do klasztoru na Jasnej Górze, bo po wejściu do miasta poszła ze znajomymi przejść się po Częstochowie...
Ksiądz Emil zapewnia jednak, że wszelkie niewłaściwe zachowania są szybko wychwytywane przez straż pielgrzymkową, która pilnuje przestrzegania regulaminu. Ci, którzy zostaną przyłapani na piciu piwa czy też zbytnim obściskiwaniu się, są wyrzucani z pielgrzymki. - Takich ludzi rozpoznaje się w jeden dzień - mówi kapłan. Przeważają osoby, które pielgrzymki traktują owszem jako przygodę, ale przede wszystkim duchową.
Jak idzie, to śpiewa, a jak stoi...
Uczestnicy najdłuższych pielgrzymek są w drodze nawet 20 dni. Tyle szły w zeszłym roku grupy z Łukęcina i Mrzeżyna, będące częścią Pieszej Pielgrzymce Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej. Pokonały 639 kilometrów. Około 600 kilometrów przemierzają też co roku pielgrzymi z Gdańska, Koszalina i Kołobrzegu.
Rzadko jednak się zdarza, żeby ktoś zrezygnował w trakcie pielgrzymki. - To były naprawdę wyjątki, żeby ktoś nie doszedł do celu - mówi Anita. Ci, którzy nie czują się na siłach, by przejść całą trasę, dołączają do pielgrzymów przed samą Częstochową.
Pielgrzymkowy dzień zawsze wygląda podobnie. Wychodzi się rano, około 7-8, i idzie przez cały dzień z przerwami na odpoczynek co kilka kilometrów. W sumie dziennie pokonuje się około 30 kilometrów. W mijanych wsiach można liczyć na życzliwość gospodarzy, którzy zwykle zapewniają ciepły posiłek, możliwość umycia się i nocleg, w czasie którego nie ma oczywiście mowy o żadnej koedukacji. Nie zawsze jednak wszystkim uda się dotrzeć do prysznica, a nocować trzeba nieraz w namiotach lub w stodole. Anita przytacza nieco okrutny dowcip, który krążył wśród pielgrzymów: "Co to jest? Jak idzie, to śpiewa, jak stoi, to... śmierdzi". Odpowiedź po kilku dniach marszu w sierpniowym skwarze jest dość oczywista...
Anita narzeka też, że im bliżej Częstochowy, tym gorzej z gościnnością wiejskich gospodarzy. - Spotkałam się nawet z sytuacjami, kiedy kazali sobie płacić za wodę czy możliwość skorzystania z toalety - mówi.
Robert niczego takiego nie doświadczył, ale potwierdza że podczęstochowskie wsie są najmniej gościnne. Nie dziwi go to jednak. - 200 km od Częstochowy taka pielgrzymka to wydarzenie, które ma miejsce ten jeden raz w roku. Blisko miasta pielgrzymki są codziennością, nic więc dziwnego, że ludzie nie wychodzą do każdej z otwartymi rękami - tłumaczy.
Pielgrzymki sponsorowane
Koszt pielgrzymki to kilkadziesiąt złotych, które trzeba zapłacić za ubezpieczenie i transport bagaży. W Krakowie jest to 55 zł od osoby dorosłej, a 30 zł od dziecka do lat 16. Kwota ta jest tak niewielka także dzięki temu, że ostatnio coraz więcej firm jest zainteresowana sponsorowaniem pielgrzymek.
W zeszłym roku warszawskich pątników wspierały firmy farmaceutyczne i dilerzy samochodów. Chętny był też... producent środków antykoncepcyjnych, ale ofertę, rzecz jasna, odrzucono. Firmy, które chcą zostać dobroczyńcami pielgrzymów, muszą bowiem szanować zasady etyki chrześcijańskiej.
W zamian za wsparcie pielgrzymki firmy mogą umieścić swoje logo na samochodach wiozących bagaże pątników czy rozdawać im materiały promocyjne. Mają tez zapewnione zainteresowanie mediów. Zainteresowanie, które co roku niezmiennie budzi fenomen Polski pielgrzymującej.