Posłowie RKN za odwołaniem Janika
Sejmowe koło Ruchu Katolicko-Narodowego rozpoczyna zbieranie podpisów pod wnioskiem o odwołanie szefa MSWiA Krzysztofa Janika w związku z wydarzeniami w podwarszawskiej Magdalence - poinformował wczoraj Antoni Macierewiecz.
RKN złożył też wniosek o włączenie do porządku obrad najbliższego posiedzenia Sejmu informacji ministra SWiA na temat przebiegu akcji w Magdalence.
Macierewicz powiedział na konferencji prasowej, że w opinii RKN, akcja w Magdalence pokazała skrajną niekompetencję kierownictwa policji.
- Policja jest nieprzygotowana do walki z przestępczością zorganizowaną, za co odpowiedzialność ponosi minister Janik, dlatego będziemy domagać się jego odwołania - podkreślił.
Pod wnioskiem o odwołanie ministra musi znaleźć się 69 podpisów. Macierewicz powiedział, że rozmawiał już z kilkoma posłami z klubów LPR, PiS i PO. Mieli oni wyrazić "wstępną zgodę" na poparcie wniosku RKN.
Macierewicz wysunął hipotezę, że być może "bezradność" policji w walce z przestępczością zorganizowaną wynika z powiązań między członkami grup przestępczych i niektórymi członkami policji. Macierewicz uważa, że przestępczość zorganizowana w Polsce opiera się na strukturach dawnej służby bezpieczeństwa i KGB, a niektórzy członkowie policji również "wywodzą się z dawnego układu".
W nocy ze środy na czwartek, w strzelaninie z bandytami w podwarszawskiej Magdalence zginął jeden policjant, a 15 zostało rannych. Akcja policji trwała kilkanaście godzin, dwaj przestępcy zostali znalezieni martwi.
Akcja w Magdalence - sukces czy klęska policji?
Specjaliści, komentujący akcję policji w Magdalence, sugerują, że jej przebieg świadczy o braku dostatecznej obserwacji i planowania ze strony dowódców. Zastanawiają się nawet, czy szturm, w którym zginął policjant, a 15 zostało rannych, w ogóle był potrzebny.
Minister Janik mówi o akcji w Magdalence jako o wielkim sukcesie policji. Zarówno jego zdaniem, jak i komendanta stołecznego policji Ryszarda Siewierskiego szturm był przeprowadzony prawidłowo. Także gen. Antoni Kowalczyk, Komendant Główny Policji, twierdzi, że w takiej wojnie jak walka z przestępcami muszą być ofiary: "Nie ma doskonałej armii, która zwycięża przeciwnika, nie ponosząc własnych strat". Jednak opinie specjalistów dalekie są od zachwytów ministra MSWiA.
Akcją dowodził pierwszy zastępca komendanta stołecznego policji inspektor Jan Pol. Stosunek sił przemawiał na korzyść funkcjonariuszy. 38 policjantów kontra 2 groźnych gangsterów, uzbrojonych i przygotowanych do odparcia ataku. Bandyci nie przebierali w środkach: mieli miny, granaty i broń maszynową. Przeciw nim stanęli wyszkoleni ludzie. Co zatem zawiodło?
Według antyterrorystów możliwości jest kilka. - Przestępcy byli uprzedzeni o akcji, na co wskazuje zaminowanie domu i terenu wokół; policjanci mieli za mało danych, by dobrze zaplanować operację. Wreszcie, co jest najbardziej prawdopodobne, policjantów zgubiła rutyna - to opinie byłych i obecnych policjantów z jednostek specjalnych.
Zdaniem Pawła Mosznera, byłego oficera Gromu i jednostek antyterrorystycznych policji, aby w przyszłości uniknąć takich tragicznych zdarzeń należy udzielić jednostkom antyterrorystycznym specjalnych uprawnień albo - wzorem Wielkiej Brytanii - pozwolić, jeśli sytuacja jest skrajna, wejść świetnie wyszkolonej jednostce wojskowej. - Jeśli nasze państwo występuje przeciwko bandziorom, to trzeba to zło niszczyć w sposób zdecydowany, wszelkimi środkami - powiedział Moszner.
Dlaczego zginął antyterrorysta?
Po raz pierwszy od siedmiu lat zginął funkcjonariusz z oddziału antyterrorystycznego - pisze "Super Express" o wczorajszych wydarzeniach w podwarszawskiej Magdalence. Policjanci zastanawiają się, jak mogło do tego dojść.
Stosunek sił przemawiał na korzyść funkcjonariuszy: 38 do 2. Przeciw bandytom poszli w dodatku wyszkoleni do tej roboty ludzie. Co zawiodło, będzie wiadomo po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji.
Według antyterrorystów, możliwości jest kilka: "przestępcy byli uprzedzeni o akcji (na co wskazuje zaminowanie domu i terenu wokół); policjanci mieli za mało danych, by zaplanować dobrze akcję; dowódca popełnił błąd. Wreszcie, co jest najbardziej prawdopodobne - naszych kolegów zgubiła rutyna" - oceniają rozmówcy "SE".
- Do tej pory wygarniali bandziorów z ich kryjówek, jak bezpióre pisklaki. Tym razem mieli do czynienia z kamikadze, bezwzględnymi, zdesperowanymi przestępcami, którzy chcieli przed śmiercią zabrać ze sobą jak najwięcej naszych - powiedział gazecie jeden z funkcjonariuszy.
INTERIA.PL/RMF/PAP