Jak się okazuje, serwisanci stosują różnorodne - często nielegalne - chwyty, by wyprzedzić konkurencję. Do szerokiej gamy środków należy m.in. nielegalne podsłuchiwanie radiowych rozmów straży i policji, wielogodzinne czatowanie w miejscach, gdzie zwykle dochodzi do wypadków (np. na trasie nr 1 Katowice - Warszawa), a przede wszystkim kontakty i znajomości, szczególnie ze służbami ratowniczymi. Prawdziwa wojna na wraki trwa na płatnej autostradzie Kraków - Katowice. Przykład: pewna krakowska firma, formalnie obsługująca część autostrady, przez niemal 2 lata tylko kilka razy wyjechała do wypadku (do wypadków dochodzi tam bardzo często). Zawsze ktoś wcześniej informował gorzej wyposażą i nieprzepisowo oznaczoną konkurencję. - My przyjeżdżamy tam i tam już pomoce drogowe są - mówi RMF przedstawiciel firmy. W przypadku autostrady pomoc nie może ograniczyć się tylko do holowania wozu. Trzeba spisać protokół i błyskawicznie powiadomić zarządcę np. o plamach oleju czy też zniszczeniach. - Firmy zewnętrzne nigdy tego nie robią. Do klientów mówią w ten sposób: zbierajmy to raz dwa, bo jak przyjedzie obsługa autostrady, to zapłaci pan za bariery, za urządzenia drogi itp. - mówią szefowie serwisu wynajętego przez gospodarza autostrady. Nie do rzadkości należą utarczki słowne, a nawet bijatyki na drodze. Wiele interwencji ma swój dalszy ciąg w ciągnących się miesiącami sprawach sądowych.