Na filmiku, który pojawił się w internecie, widać - jak pisze "Gazeta Wyborcza" - zataczającego się pracownika wydziału politycznego ambasady RP w Mińsku Witolda Misiaka, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo placówki. TUTAJ znajdziecie link do zamieszczonego w internecie filmu. I jego opisu, dokonanego bardzo dziwną polszczyzną. Rzecznik MSZ Marcin Bosacki powiedział, że "w sprawie tego dyplomaty została już podjęta przez ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego decyzja o odwołaniu z placówki w Mińsku". Jak dodał, dyplomata jest już w Warszawie, gdzie składa wyjaśnienia. - MSZ bada całą sprawę bardzo wnikliwie, natomiast z całą pewnością wiemy, że podpisy umieszczone pod tym filmem są w zasadzie w całości nieprawdziwe, ten dyplomata, ani żaden inny dyplomata z placówki w Mińsku, nie stracił dokumentów, tym bardziej tajnych ani telefonu służbowego - powiedział Bosacki. Jak dodał, sam filmik jest prawdopodobnie prawdziwy, choć jest ewidentnie montowany. - Natomiast cała sprawa jest przez nas w tej chwili badana - podkreślił rzecznik MSZ. Jak pisze "GW", 13 grudnia Misiak był w mińskim lokalu na kolacji z dyplomatami z różnych krajów. Na filmie z kamery przemysłowej widać, że po godz. 23 wstaje od stolika, zatacza się, przewraca się na inny stolik i upada. Podnoszą go współbiesiadnicy, odprowadzają pijanego do wyjścia. Plik jest zmontowany. Oprócz nagrania z kamery widać na nim inne zdjęcie Misiaka, by można było dokładnie rozpoznać twarz. Według gazety scena z restauracji jest prawdziwa, a Misiak nie zaprzecza, że to on jest na nagraniu. Ale - zaznacza dziennik - Misiak twierdzi, że podczas kolacji wsypano mu coś do kieliszka, co wzmocniło działanie alkoholu do tego stopnia, że stracił kontrolę. Filmikowi towarzyszy tekst, w którym napisano m.in., że polski dyplomata wdał się w bójkę i "stracił służbowe dokumenty" oraz "przeznaczony dla rozmów tajnych telefon Blackberry". W tekście są błędy i rusycyzmy. Według "Gazety Wyborczej" film jest prawdopodobnie kolejną próbą zdyskredytowania polskiej dyplomacji przez białoruskie służby specjalne. Dziennik przypomina, że takich incydentów było w tym roku już kilka. Najczęściej wrzucano do internetu fałszywki depesz polskiego MSZ nakazujące wypłatę znacznych sum pieniędzy liderom białoruskiej opozycji lub rzekome polecenia z Warszawy dla naszych dyplomatów w Mińsku, by wtrącali się w wewnętrzne sprawy Białorusi - podkreśla "GW".