Policyjne dymisje
Kolejne dymisje po artykule "Gazety Wyborczej" o gangu w policji. Dziś odwołani zostali łódzki komendant wojewódzki policji Janusz Tkaczyk oraz szef olsztyńskiego CBŚ Jan Markowski.
"GW" przyznała dziś, że jej poniedziałkowy tekst "Gang w Komendzie Głównej Policji" jest "w znacznej mierze" nieprawdziwy. Gazeta ujawniła, że informacje o gangu dostała właśnie od Tkaczyka, ten z kolei twierdził, że ma je od Markowskiego.
Tkaczyka odwołał dziś szef MSWiA Ryszard Kalisz, a Markowskiego komendant główny policji Leszek Szreder. Wobec obydwu zdymisjonowanych wszczęte zostaną postępowania dyscyplinarne.
Obowiązki Tkaczyka pełnił będzie dotychczasowy pierwszy zastępca komendanta inspektor Ryszard Woźny - poinformowała rzeczniczka Komendanta Głównego Policji, Alicja Hytrek.
Według informacji zawartych na stronie internetowej łódzkiej komendy, insp. Woźny był dotąd odpowiedzialny za sprawy kryminalne. Zastępcą komendanta wojewódzkiego był od kwietnia 2002 r., wcześniej m.in. kierował XVI wydziałem Centralnego Biura Śledczego Komendy Głównej Policji (KGP) oraz Biurem do walki z Przestępczością Zorganizowaną w KGP.
Przypomnijmy, że w związku z aferą, jaką wywołał poniedziałkowy tekst "GW" o rzekomej współpracy policjantów z Komendy Głównej z gangsterami napadającymi na tiry został w środę odwołany odpowiadający za policję wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Andrzej Brachmański. Kalisz pytany dziś o to, czy jest możliwe przywrócenie na stanowisko Brachmańskiego, skoro afera okazała się nieprawdziwa, powiedział, że tego typu decyzje leżą w kompetencji premiera.
"GW" napisała dziś, że padła ofiarą prowokacji, którą - jak sądzi gazeta - mógł wymyślić Markowski. Według inspektora Janusza Tkaczyka, Markowski przez ponad półtora miesiąca systematycznie przekazywał mu informacje dotyczące prowadzonej rzekomo przez siebie sprawy. Od początku kwietnia Markowski miał go alarmować, że Komenda Główna chce sprawie "ukręcić łeb". Tkaczyk, wcześniej szef policji w Olsztynie, współpracował z Markowskim i przyjaźnił się z nim.
Dziś Markowski wszystkiemu zaprzeczył. - To nieprawda. Generalnie jest to nieprawda. To są wymysły i konfabulacje. Nie kontaktowałem się w tej sprawie z Tkaczykiem - powiedział Markowski.
Według gazety, Tkaczyk poinformował o aferze wojewodę łódzkiego, zastępcę prokuratora generalnego Kazimierza Olejnika, co ten dziś potwierdził, oraz dziennikarzy "GW". Jak twierdzi, ujawnienie sprawy w prasie było dla niego gwarancją, że zostanie rzetelnie zbadana.
Według dziennikarzy, wstępna weryfikacja potwierdzała elementy historii Markowskiego. Jednak historia ta w znacznej części okazała się fikcją.
Dwa miesiące temu "GW" napisała o zakupie przez policję bardzo drogich rejestratorów rozmów. Według gazety, w KGP podejrzewają, że również wtedy dziennikarze otrzymali przeciek od Tkaczyka. "Ktoś się zemścił, uderzając jednocześnie we mnie i w 'Gazetę'" - powiedział dziennikarzom "GW" były już szef łódzkiej policji.
Komu wierzyć i o co chodzi w tej całej aferze próbował ustalić reporter RMF, Tomasz Skory:
INTERIA.PL/RMF/PAP