PKP: Chamstwo i niekompetencja
Mieszkance Gdańska podróż pociągiem do Lublina utkwi zapewne na długo w pamięci. Najpierw niekompetentna kasjerka sprzedała jej zły bilet, potem musiała się z tego tłumaczyć przed chamskim konduktorem.
"22 stycznia jechałam wraz z dwiema córkami pociągiem ekspresowym z Gdańska do Lublina" - opowiada pani Małgorzata Krysiak z Gdańska na łamach "Dziennika Bałtyckiego". "Córki mieszkają w Australii i posiadają karty młodzieżowe 'Youth International Card' i 'Student International Card'. Nie byłam pewna, czy upoważniają one do ulgowych przejazdów koleją, więc kupując bilety w Gdańsku, pokazałam kasjerce te legitymacje. Po konsultacjach sprzedała nam bilety - dla dzieci z 37 procentową zniżką i dla mnie z 33 procentową ulgą - jako bilet rodzinny. Razem zapłaciłyśmy około 150 złotych i wsiadłyśmy spokojnie do pociągu" - opowiada pani Małgorzata.
Jak się okazało, spokój pani Małgorzaty został zmącony bardzo szybko. Konduktor zakwestionował prawo młodszej córki do 37 procentowej zniżki. Jego zdaniem mogła ona skorzystać tylko z 33 proc. ulgi.
"Poprosiłam o wypisanie dopłaty. Różnica w cenie to około półtora złotego" - mówi gdańszczanka. "Okazało się to niemożliwe. Konduktor zaproponował, żebym kupiła u niego kolejny bilet, a w Warszawie starała się w kasie o zwrot pieniędzy. Nie chciałam nikogo oszukać, a w błąd wprowadziła mnie, zapewne nieświadomie kasjerka, więc odmówiłam".
Wtedy zaczęły się problemy. Na stacji w Iławie do pociągu weszła policja i zamiast minuty stał on na peronie kilkanaście minut.
"Musiałam długo wyjaśniać sytuację. Czułam się poniżona. Na zakończenie konduktor dodał, że moim córkom to żadna ulga nie powinna się należeć, gdyż ich rodzice nie płacą w Polsce podatków" - opowiada pani Krysiak.
INTERIA.PL/Dziennik Bałtycki