Pancerny niewypał
Malezja domaga się od Bumaru 54 mln dolarów za opóźnienia w dostawie czołgów Twardy. Kontrakt wart 400 mln dol. może pogrzebać polską zbrojeniówkę. Zaległości w dostawach przekraczają dwa lata. Zamiast kilkunastu z 48 zamówionych maszyn wysłaliśmy dotąd do Malezji zaledwie sześć. W sierpniu na biurka szefów Bumaru trafiły roszczenia Malezyjczyków.
- Jeśli kary zostaną wyegzekwowane, ich uregulowanie pochłonie przewidywane zyski z kontraktu - mówi Janusz Zemke, były wiceminister obrony. Zemke ma pretensję do obecnych władz Bumaru na czele z prezesem Tomaszem Dembskim. - Mam wrażenie, że szefowie spółki sprawy handlu bronią znają głównie z mediów - ironizuje.
Za kilka dni do Kuala Lumpur jedzie delegacja Bumaru. Przedstawiciele zarządu twierdzą, że są przygotowani do negocjacji. Odmówili jednak rozmowy z "Newsweekiem" o szczegółach kontraktu. Umowę podpisał w 2003 r. poprzedni zarząd firmy. Kontrakt miał postawić na nogi naszą podupadającą zbrojeniówkę. Malezja kupiła w polskich zakładach 48 czołgów PT-91M w wersji Malaj, sześć wozów zabezpieczenia technicznego WZT-4, pięć mostów samobieżnych PCM Leguan i trzy wozy inżynieryjne MIT-M. Cały kontrakt jest gwarantowany przez Skarb Państwa.
Jeśli nie zostanie zrealizowany zgodnie z harmonogramem, straci na tym nie tylko Bumar, ale też podatnicy. Jak się dowiedzieliśmy, jednym z powodów opóźnień są kłopoty z montażem silników. Podobne problemy Bumar ma od lat. W 2005 r. podczas prób prototypu czołgu w Paryżu zawiodło prawie wszystko, choć podczas badań w Polsce maszyna działała bez zarzutu.
W 2006 r. pojawiły się kłopoty z synchronizacją silników, produkowanych w warszawskich zakładach PZL Wola, z francuskimi skrzyniami biegów. Ratowanie kontraktu z Malezją to nie jedyne zmartwienie Bumaru. W tym roku firma odnotowała stratę ok. 77 mln zł - zamówienia z MON zrealizowano zaledwie w 32 proc. Według nieoficjalnych informacji spółka ma łatać dziury w kasie, sprzedając nieruchomości lub kontrolowane przez siebie firmy.