Palikot naskarżył i nie przyszedł
Poseł PO po tym, jak podczas wiecu rzucono w niego niebezpiecznym przedmiotem, zawiadomił prokuraturę. Obawiał się o zdrowie swoje i rodziny. Na przesłuchanie jednak się nie stawia - informuje "Rzeczpospolita".
Janusz Palikot miał wczoraj zostać przesłuchany w lubelskiej prokuraturze w sprawie incydentu na głośnym wiecu w Lublinie.
9 czerwca poseł PO zorganizował happening w tym samym miejscu i czasie co spotkanie Jarosława Kaczyńskiego z mieszkańcami. Według Palikota w trakcie jego przemówienia ktoś rzucał w niego niebezpiecznymi przedmiotami. Polityk, który twierdzi, że boi się o zdrowie własne i rodziny, złożył zawiadomienie do prokuratury.
Ale sprawa stoi w miejscu. Śledczym nie udało się dotąd przesłuchać Palikota. Nie pojawił się w prokuraturze w ubiegłym tygodniu. "Tłumacząc się obowiązkami związanymi z pracą parlamentarzysty, poprosił o przełożenie terminu na poniedziałek" - relacjonuje Marek Zych, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ
Wczoraj śledczy również czekali na próżno. Dlaczego? Łukasz Mazur, asystent posła, wyjaśnia, że ten "nie wyrobił się na przesłuchanie". "Do Lublina wrócił w poniedziałek nad ranem. Potem miał kilka spotkań i wyjazd do Ryk" - mówi "Rzeczpospolitej" Mazur.
"Trzeba się zastanowić, czy jest sens prowadzić postępowanie, skoro pokrzywdzony nie znajduje czasu na to, by powiedzieć, jak bardzo czuje się zagrożony" - mówi prokurator Zych.
Śledczy dali Palikotowi jeszcze jedną szansę. Poseł ma zostać przesłuchany jutro. "Na pewno pojawi się w prokuraturze" - twierdzi Mazur.
Poseł, który miał wczoraj opowiedzieć o swoich kłopotach śledczym, w Rykach zorganizował happening. Zarzucił prezesowi PiS kłamstwa w sprawie służby zdrowia.
Więcej na ten temat - w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".