Oskarżeni policjanci
Akt oskarżenia wobec dwóch policjantów z Dobrego Miasta (woj. warmińsko-mazurskie), którzy nie udzielili pomocy mieszkańcom pobliskiego Włodowa, gdzie doszło do linczu na recydywiście, skierowała w środę do sądu olsztyńska prokuratura rejonowa.
Według prowadzących śledztwo, policjanci nie reagując na telefoniczne oraz osobiste wezwania mieszkańców wsi, którą terroryzował 60-letni recydywista Józef C., nie dopełnili obowiązków służbowych i narazili na szwank interes publiczny. Grozi im kara do trzech lat wiezienia. Posłuchaj:
Do zdarzenia doszło w lipcu tego roku. - Andrzej J., pełniąc dyżur operacyjny, nie przyjął zawiadomienia o przestępstwie od Tomasza W., pokrzywdzonego przez Józefa C. Bogusław S. natomiast, jako dyżurny w tym komisariacie, nie przyjął dwukrotnie telefonicznych zgłoszeń o przestępstwie i nie wysłał na miejsce patrolu - powiedział rzecznik prokuratury Mieczysław Orzechowski.
Z akt prokuratury wynika, że najpierw sąsiadka Józefa C. powiadomiła policję, że Tomasz W. został przez niego zraniony tasakiem. Potem, z raną ciętą prawego przedramienia Tomasz W. sam się zjawił w komisariacie. Funkcjonariusze najpierw wysłali go na pogotowie.
Gdy mężczyzna z opatrzoną raną wrócił na posterunek, dyżurny Andrzej J. powiedział mu, że to sprawa prywatna i ponownie nie przyjął zgłoszenia. Kolejno o pomoc do policji zwracała się córka konkubiny Józefa C., która przez telefon mówiła, że boi się o swoje życie, ale i tym razem nie wysłano do Włodowa patrolu. Trzeci telefon informował już o pobiciu recydywisty.
Dopiero trzeci dyżurny, który objął służbę wieczorem, zdecydował o interwencji.
Z dotychczasowych ustaleń wynika, że brak reakcji ze strony policji spowodował, że mieszkańcy Włodowa postanowili sami uspokoić wymachującego tasakiem Józefa C. W wyniku pobicia C. zmarł, a siedmiu mężczyzn trafiło do aresztu. Po upływie czterech miesięcy, na podstawie decyzji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, wszyscy odzyskali wolność.
W opinii mieszkańców Włodowa, jak też Brzydowa, skąd pochodzą uczestnicy linczu, ich czyn był "bohaterski". Józef C., który 35 lat swego życia spędził w więzieniach, wielokrotnie bowiem groził okolicznym mieszkańcom.
Uczestnicy zajścia żałują, że sprawa skończyła się tak tragicznie. Tuż po opuszczeniu aresztów w Olsztynie i Barczewie (Warmińsko-Mazurskie) podkreślili, że gdyby nie zachowanie stróżów prawa, wszystko skończyłoby się inaczej.
INTERIA.PL/RMF/PAP