Wolność dla podejrzanych o lincz
Podejrzani o lincz we Włodowie wychodzą na wolność - to wynik interwencji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
Polecił on prokuraturze uchylenie aresztu wobec pięciu mężczyzn. - Oceniając zebrany materiał dowodowy uznałem, że są podstawy by zwrócić się do Prokuratora Apelacyjnego w Białymstoku, by ten wydał decyzję o uchyleniu tymczasowego aresztowania - powiedział Ziobro w poniedziałek na konferencji prasowej.
Podkreślił, że w sprawie zebrano już większość dowodów, przesłuchano najważniejszych świadków. Zaznaczył, że podejrzani są niekarani i cieszą się dobrą opinią, i są jedynymi żywicielami rodzin; byli też zdesperowani. Nie ma zatem podstaw, by wobec nich stosować najbardziej dolegliwy środek zapobiegawczy - teraz mogą mieć dozór policyjny - uznał minister. Wyraził opinię, że prokuratura i tak sama by uchyliła areszty, a on to "tylko przyspieszył".
Ziobro dodał, że "każda śmierć jest złem" i dlatego słusznie wszczęto śledztwo, bo podejrzani dopuścili się czynu karanego. Podkreślił, że - według niego - osoby podejrzane przekroczyły granice obrony koniecznej. Zastrzegł, że cała sprawa nie zmienia jego poglądu, iż podejrzani o najgroźniejsze przestępstwa powinni odpowiadać z aresztu.
Na etapie śledztwa prokuratura sama uchyla areszt wobec podejrzanego. Po rozpoczęciu procesu danej osoby o tym, czy zwolnić ją z aresztu, decyduje sąd prowadzący sprawę.
Na polecenie Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku podejrzani mają opuścić w poniedziałek areszty - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Mieczysław Orzechowski. - Postanowiliśmy zastosować wobec nich środki zapobiegawcze w postaci zakazu opuszczania kraju oraz dozór policyjny - dodał.
Pierwsi podejrzani już opuszczają areszty. Po 15.00 areszt opuścił 25-letni Krzysztof W., który przyznał, że uderzał Józefa C. szpadlem. Dodał, że "wszystko mogłoby się skończyć inaczej, gdyby policja przyjechała na czas". Dobrze ocenił decyzję Ziobry o zwolnieniu, czego się nie spodziewał.
Do linczu doszło 1 lipca, gdy 60-letni Józef C., recydywista, który w zakładach karnych spędził połowę życia, biegał z maczetą po wsi i groził, że zabije swoją znajomą. Józef C. od wielu lat budził postrach - groził, ubliżał, bił rodzinę i sąsiadów. Mieszkańcy wsi trzykrotnie tego dnia dzwonili na policję z żądaniem interwencji. Policja przyjechała dopiero po kilku godzinach. W tym czasie mężczyźni łomem, szpadlami i kijami pobili Józefa C., który w wyniku odniesionych obrażeń zmarł.
Po linczu zatrzymano siedem osób pod zarzutem zabójstwa. Dwie zwolniono; pięć pozostawało do poniedziałku w areszcie. W październiku Sąd Apelacyjny w Białymstoku skrócił do 20 grudnia okres ich aresztowania, określony pierwotnie do 2 lutego 2006 r.
Ostatnio Prokuratura Okręgowa w Olsztynie przedłużyła śledztwo w sprawie zabójstwa do 2 lutego 2006 r.
Zwolniono już ze służby dwóch policjantów, którzy zlekceważyli żądania interwencji we Włodowie: dyżurnego komisariatu w Dobrym Mieście i funkcjonariusza pionu kryminalnego tego komisariatu. Prokuratura postawiła im też zarzuty niedopełnienia obowiązków.
INTERIA.PL/RMF/PAP