- "Orzeł" to sprawny okręt i jeżeli coś wchodziłoby w rachubę, to wyłącznie sprzedaż za bardzo dobrą cenę. Chodzi o to, by te pieniądze moglibyśmy przeznaczyć w szczególności na kupno nowych rakiet manewrujących, na kupno nowych torped - mówi wiceminister. MON chce się pozbyć "Orła", gdyż wedle resortu nie przystaje on do zespołu tworzonego przez niewielkie, 26-osobowe jednostki klasy Kobben, które przejęliśmy po wycofaniu ich z marynarki norweskiej. Największy polski okręt podwodny będzie sprzedany prawdopodobnie za sześć, siedem miesięcy. Wtedy w polskiej flocie wojennej przybędą dwa kolejne Kobbeny. Trzy takie jednostki podarowali nam ostatnio Norwegowie. Tymczasem Biuro Prasowe Dowództwa Marynarki Wojennej twierdzi, że nic nie wie o sprzedaży "Orła". Jest to dla nas niezastąpiona jednostka. Jest to jedyny okręt o klasycznym napędzie tej wielkości w NATO. Nie ma drugiej takiej jednostki - powiedział RMF Janusz Walczak, rzecznik prasowy MW. Dodaje, że wchodzi on w skład grupy szybkiego reagowania NATO. Zdaniem Walczaka, "Orzeł" powinien służyć w polskiej armii do 2010 roku. Okręt - według szacunków MW - wart jest kilkaset milionów dolarów. Kto chciałby go kupić, tego na razie nie wiadomo. Większość zainteresowanych krajów to państwa z tzw. czarnej listy czyli objętych międzynarodowym embargiem. Tym krajom Polska nie może legalnie sprzedać "Orła".