Obrady Kongresu SLD
Do naszych wartości, takich jak wolność, równość, sprawiedliwość, solidarność i tolerancja, dodajmy uczciwość i skromność - powiedział Leszek Miller, wybrany dzisiaj ponownie na przewodniczącego partii podczas II Kongresu SLD w Warszawie.
Premier podkreślił dzisiaj, że polskie życie publiczne wymaga więcej uczciwości i więcej skromności. Zaznaczył, że krytyka społeczna SLD i rządu "nie wynika z wyczerpania się katalogu wartości, ale z tego, że nie każdy z nas w każdej sytuacji pamięta o tym, by się nimi na co dzień kierować".
Tłumaczył, że uczciwość oznacza przede wszystkim uczciwość osobistą. - Nie możemy sobie pozwolić na tolerowanie wśród nas osób łamiących prawo. Ci, co łamią prawo, nie mają legitymacji do tworzenia prawa - podkreślił. Dodał, że politycy SLD powinni się kierować uczciwością również w debacie politycznej: - Słowo SLD musi być słowem wiarygodnym i pewnym.
Skromność w sytuacji sukcesów wyborczych jest jego zdaniem "towarem deficytowym" i powiedział, że zdaje sobie sprawę, że cecha ta jest takim towarem również dla wielu członków Sojuszu. Zwrócił uwagę, że sukcesy i sprawowanie władzy idzie w parze z oligarchizacją i nepotyzmem. - To, że dziś pojawiają się takie oskarżenia pod adresem SLD, jest ostatnim sygnałem do zmiany - zaznaczył.
- Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, jakiego SLD potrzebuje Polska, jak możemy jej służyć i co w sobie zmienić, by robić to jak najlepiej - powiedział Miller.
Podkreślił, że kongres zebrał się, aby omówić sprawy najważniejsze dla Polski i dla SLD oraz, by dokonać krytycznego bilansu czterech lat, jakie upłynęły od I kongresu partii. Powiedział też, że członkowie SLD muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest siłą, a co słabością partii i w jakim miejscu znajduje się Sojusz - jak podkreślił - największa polska partia.
Miller, jako przewodniczący partii, podziękował za głosy krytyczne, dodając, że przyjmuje je "z należytą pokorą". Równocześnie podziękował także tym, którzy - jak powiedział - mieli odwagę bronić SLD, bo "w wielu krytycznych uwagach można było spostrzec wyraźne dążenie do zafałszowania obrazu SLD".
Podsumowując 20 miesięcy rządów koalicji, ocenił, że ogromnym sukcesem tego czasu jest umocnienie międzynarodowego prestiżu Polski. Wymienił ugruntowanie naszej pozycji w NATO, bardzo dobre stosunki z USA i z sukcesem zakończone negocjacje z Unią Europejską.
Podkreślił, że to ludzie lewicy doprowadzili do końca negocjacje z Unią. Jak mówił, byli co prawda kolejną zmianą w sztafecie, ale "wszyscy wiedzą, że najlepszych zawodników wystawia się na samym końcu".
Szef SLD zwrócił się do delegatów, aby "ocenili i zważyli" jego odpowiedzialność za błędne decyzje i aby wydali sprawiedliwy wyrok. - Nie ma co ukrywać, w ciągu tych 20 miesięcy oprócz decyzji dobrych i potrzebnych były decyzje dezorientujące obywateli - zaznaczył.
Wymienił niektóre posunięcia w budowie dróg i autostrad i w rozwoju infrastruktury, a także niewykorzystanie szansy w sprawnym przeprowadzeniu reformy zdrowia. - Nie zawsze podejmowane były uzasadnione decyzje kadrowe. Także i ja mam w tym swój udział - zaznaczył.
- Zarzucano nam często brak stabilności i przewidywalności. To wszystko jest naszym obciążeniem. Za to wszystko w różny sposób wielu z nas ponosi odpowiedzialność - powiedział.
Miller dodał, że jego odpowiedzialność jest największa. - Proszę ją ocenić. Proszę ją zważyć i proszę wydać sprawiedliwy wyrok - oświadczył.
Jak zaznaczył, takiego postępowania, z jakim mieliśmy do czynienia, nie można kontynuować. - I nie można nazwać inaczej, jak kanibalizacją własnych osiągnięć - jednego dnia mieliśmy sukces, ale drugiego zwyczajnie go przejadaliśmy - podkreślił.
Miller dodał, że to się musi skończyć "jeżeli chcemy odzyskać zaufanie społeczne i skutecznie rozwiązywać polskie problemy". - Trzeba zapewnić pełną realizację obowiązującej ustawy o planowaniu rodziny, środki antykoncepcyjne powinny znaleźć się na liście leków refundowanych, trzeba też zapewnić dostępność badań prenatalnych - powiedział. Miller zaznaczył, że SLD jest zainteresowane jak najszybszym uchwaleniem ustawy o równym statusie kobiet i mężczyzn.
Premier mówił też o naszej pozycji w Unii Europejskiej i ocenił, że "jesteśmy ponad dwa razy biedniejsi od unijnych sąsiadów", ale "nie możemy pozostać ubogim krewnym Europy". W ocenie Millera, "Polska może stać się europejskim centrum wzrostu gospodarczego".
Premier odniósł się także do problemu korupcji i do zarzutów padających w tym kontekście pod adresem SLD. - Nie pozwólmy mówić, że afery to specjalność SLD. Korupcja nie ma barwy politycznej - zaznaczył.
Gorzkie słowa z ust Dyducha
Wiele gorzkich słów usłyszeli delegaci od sekretarza generalnego partii Marka Dyducha. - To normalne, że po wygranych wyborach staliśmy się partią władzy. Nienormalne jest to, że część z nas pomyliła partię władzy z partią "pełnej miski" - podkreślił.
- Syndrom ten psuje nasze ugrupowanie od środka. Dla wielu naszych kolegów walka o stołek i jego utrzymanie stała się głównym motywem i sensem działania - powiedział. Stąd, jak dodał, tyle w szeregach SLD kłótni, wzajemnego oczerniania i nadużyć.
- Przed wyborami obiecaliśmy, że będziemy służyć obywatelom, po wyborach wielu z nas zaczęło służyć sobie - zaznaczył.
Jego zdaniem, za dużo w SLD jest osób bezideowych, dla których wartości lewicy nie mają żadnego znaczenia. - Takie osoby podejmując ważne dla obywateli decyzje nie kierując się wrażliwością na ludzkie sprawy lecz koniunkturą i własną wygodą - powiedział polityk. W efekcie, zaznaczył, SLD jest postrzegany jako partia bezduszna i nadmiernie pragmatyczna.
Ponadto, w ocenie Dyducha, SLD jest partią, która nie rozmawia ze sobą, "partią milcząca", która nie tylko nie krytykuje, ale i nie dyskutuje o sposobie rozstrzygania spraw najważniejszych na przyszłość. - Brak jej pomysłów i wizji. Brak wizji zabija ideowość członków Sojuszu - podkreślił.
Według Dyducha, SLD starzeje się, przez co Sojusz jest coraz mniej atrakcyjny dla młodego pokolenia. - Brakuje nam systemu oceny osób pełniących funkcje publiczne. Dlatego pojawia się nepotyzm, kunktatorstwo, partyjniactwo. To odstrasza od SLD wielu młodych ludzi. W naszych szeregach istnieje luka pokoleniowa - uważa Dyduch.
Apelował też, by przystąpić do porządkowania wewnętrznych spraw formacji. Dodał, że najważniejszym zadaniem dla sekretarza generalnego SLD jest obecnie przygotowanie zmiany pokoleniowej Sojuszu.
- Popełniliśmy wiele błędów po wygraniu wyborów. Pozostawiliśmy partię bez kierownictwa, które przeniosło się do parlamentu, na Rozbrat wiało pustką i brakiem aktywności. Dziś nie wieje. To dobry prognostyk - zaznaczył.
Ale, zdaniem Dyducha, wciąż brakuje koniecznej więzi między Rozbrat, klubem parlamentarnym, a rządem. - Nie znamy motywów podejmowanych decyzji, także personalnych, dlatego trudno nam wypełniać skutecznie zadanie naturalnej bazy dla rządu - powiedział. W ocenie Dyducha, szwankuje też dialog między rządem, a parlamentem.
- Jeśli mówimy o uzdrowieniu wewnętrznego klimatu w naszej partii to musi to oznaczać, że w Sojuszu nie ma tematów tabu. A jeśli tak, to polityczna taktyka nie może być kneblem zamykającym otwartą dyskusję na poważne tematy - powiedział Dyduch. - Tak żywa ostatnio kwestia aborcji pokazuje, że jest nad czym dyskutować i takich problemów jest więcej i mamy prawo o nich mówić - podkreślił.
- Wiem, że z moich słów przebija gorycz, ale prawda niesie w sobie gorzki smak. Nie wolno nam od niej uciekać, nie wolno jej unikać. Nie wolno nam poddać się syndromowi "oblężonej twierdzy" i na pokaz lukrować oraz osłodzić smutną rzeczywistość. Mówienie prawdy nie osłabia lecz wzmacnia. Samokrytyka nie hańbi, ale dodaje nam sił do stawania się lepszymi - podkreślił.
Celiński: czy program jest tylko sztandarem?
Pytanie o to czy program SLD opisuje politykę partii i rządu, a na ile jest jedynie "ozdobnym sztandarem wystawionym na pokaz odległego tłumu" powinno przyświecać uczestnikom kongresu SLD - powiedział podczas kongresu przewodniczący zespołu programowego partii Andrzej Celiński.
Celiński skrytykował dotychczasową działalność rządu. Zaznaczył, że Sojusz przeżywa trudny okres, traci zwolenników, ale w takiej chwili "nie wolno chować głowy w piasek, ani ulegać panice". - Trzeba zatrzymać się na moment i spokojnie zastanowić nad tym, co robimy, jak robimy, z kim, po co i dlaczego? - podkreślił.
Zaznaczył, że najtrudniejsze momenty już minęły, teraz przyszedł czas na odbudowywanie poparcia. Podkreślił, że tak, jak nie ma sensu szukanie odpowiedzialności za to, co nie wyszło Sojuszowi w "jakichś ciemnych siłach otaczających SLD", tak "nie ma potrzeby zadeptywać dokonań partii i rządu".
Jednocześnie Celiński powiedział, że rząd i premier mają najniższe notowania w historii demokratycznych rządów RP po 1989 r. i zaznaczył, że należy o tym rozmawiać "szczerze i bez kalkulacji".
Wśród przyczyn takiego stanu rzeczy Celiński wymienił kampanię przed wyborami do parlamentu i ocenił, że Sojusz nie musiał stawiać poprzeczki tak wysoko jak stawiał i obiecywać aż tyle, bo "nikt go nie gonił" - zwycięstwo było przesądzone. Drugą przyczyną - według Celińskiego - jest styl rządzenia.
Podkreślił, że uczestnictwo w rządzie i dojście do władzy było czasem na to, by starać się poprawić wszystko, co możliwe i poszukiwać na to środków - był czas na ofensywę. - Wydaje mi się, że takiej ofensywy nie było, albo była zbyt słaba - ocenił.
Skrytykował brak jednoznacznego przywództwa w kwestiach polityki gospodarczej, co - według niego - osłabiło tempo pozyskiwania kapitału, m.in. na budowę dróg, poprawę sytuacji w górnictwie i hutnictwie, i przyczyniło się do utraty szans w przemyśle motoryzacyjnym.
- W suchym doku utkwił flagowy okręt przyspieszenia - autostrady - powiedział Celiński. Dodał, że "wiele po staremu" zostało w sprawach opieki zdrowotnej, a polityka zdrowotna nadal czeka na menedżera. Wytknął też Sojuszowi, że ruszył system ratownictwa medycznego, przygotowany w ponadpartyjnym konsensusie.
- Zmieniają się ustroje i rządy, a kolejny lekarz uzdrawia system opieki zdrowotnej - podkreślił Celiński. Ironizował, że wygląda to tak, jakby resortem obrony musiał kierować wojskowy, spraw wewnętrznych policjant, a kultury artysta.
- Nie ma potrzeby obrażać się na media, że opisują rozmaite wstydliwe sprawki niektórych polityków Sojuszu. Eliminować trzeba przyczyny tego zainteresowania - powiedział.
Dodał, że elementem tego będą zmiany w statucie - powołanie rzecznika dyscypliny, ale - jak dodał - w Sojuszu musi być wola używania narzędzi statutowych, bo - jak do tej pory - "trzeba było jej wypatrywać".
Celiński mówił też o przygotowanym swoistym "rachunku sumienia" SLD - zestawie pytań opracowanych na podstawie programu partii. Wyraził nadzieję, że kongres zaakceptuje ten dokument.
Wybory władz bez niespodzianek
Gośćmi kongresu są szef koalicyjnej Unii Pracy Marek Pol oraz szef OPZZ Maciej Manicki. Długimi oklaskami na stojąco delegaci powitali też gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Na kongres przybył także były premier Mieczysław Rakowski. - Prezydent Aleksander Kwaśniewski przybędzie jutro, w drugim dniu obrad, na II Kongres SLD - poinformował Leszek Miller, otwierając obrady.
Według oficjalnych wyników wyborów na przewodniczącego SLD, w głosowaniu tym wzięło udział 777 delegatów na Kongres. Wszystkie głosy były ważne. Spośród nich 625 poparło Leszka Millera.
Sekretarzem generalnym SLD został Marek Dyduch. W głosowaniu wzięło udział 778 osób. Spośród nich 705 delegatów poparło Dyducha.
Leszek Miller podziękował po głosowaniu zarówno tym, którzy go poparli, jak i tym, którzy tego nie zrobili. Zaznaczył, że wszystkie głosy będą dla niego motywacją.
- Bardzo dziękuję za wybór. Dziękuję tym, którzy oddali głos na mnie. Dziękuję tym, którzy tego nie uczynili. W jednym i w drugim przypadku to wielka motywacja - powiedział.
Zadeklarował, że tym, którzy go poparli będzie starał się udowodnić, że mieli rację. - W stosunku do tych, którzy się zawahali i tego nie uczynili, to ogromna motywacja, żeby za czas, który dzieli nas od następnego sprawdzianu zasłużyć na waszą sympatię i wasze poparcie - zwrócił się do delegatów kongresu.
- Kocham cię polska lewico i dziękuję za poparcie - tak na wyniki głosowania zareagował Marek Dyduch ponownie wybrany na sekretarza generalnego SLD.
Powiedział, że udzielone mu poparcie jest dla niego ogromnym wyróżnieniem, jako dla osoby, która "od niedawna współpracuje z wielkimi ludźmi lewicy", choć budowała ją od początku w terenie.
Dyduch dodał, że wierzy, iż ponownie wybrany na szefa SLD Leszek Miller poprowadzi Sojusz do zwycięstwa wyborczego w 2005 r., a nowa Rada Krajowa, która też zostanie wybrana na kongresie, sprosta "wielkim wyzwaniom stojącym przed partią".
- Myślałem, że dostanę mniej głosów - powiedział dziennikarzom premier po ogłoszeniu wyników głosowania. Jak dodał, biorąc pod uwagę sugestie, że w ogóle nie powinien startować jest to wynik bardzo dobry.
Marek Dyduch podkreślił, że w ostatnim czasie pojawiło się dużo zastrzeżeń wokół rządu i SLD, dlatego - jego zdaniem - wynik wyborów na szefa partii jest odreagowaniem tej sytuacji. - To jest informacja dla premiera, że powinien zweryfikować styl uprawiania polityki. Wolę delegatów musimy przyjąć z pokorą - podkreślił Dyduch.
Wynikiem głosowania nie jest zaskoczony Ryszard Kalisz. - Leszek Miller był od dłuższego czasu krytykowany za wiele negatywnych zjawisk w partii i rządzie, za decyzje kadrowe i brak informacji o nich. To znalazło wyraz w głosowaniu. Prawie 20 proc. wyraziło swojego rodzaju wątpliwość - powiedział dziennikarzom.
Ale - jak dodał - 72 proc. było za tym, by Leszek Miller kontynuował misję kierowania SLD. - To bardzo dobry wynik, ale myślę, że dla samego Leszka Millera to wynik, który musi skłaniać do refleksji - dodał polityk Sojuszu.
Izabela Sierakowska uważa, że wynik, jaki osiągnął Marek Dyduch "po prostu mu się należał". - Ma on bardzo ważną cechę, potrafi słuchać, rozmawiać z ludźmi, otrzymał poparcie wszystkich kobiet - powiedziała. Sierakowska przyznała, że wynik głosowania, jaki otrzymał Miller jest na pewno dla niego pierwszym sygnałem ostrzegawczym.
Według Jerzego Szmajdzińskiego, obydwaj politycy osiągnęli bardzo dobre rezultaty. Komentując fakt, że Dyduch miał więcej głosów Szmajdziński stwierdził, że sekretarz generalny "jest mniej zużyty", bo objął swój urząd w połowie kadencji.
Jak dodał, jest on też osobą wyrazistą, dobrze wypełniającą swoje obowiązki i nie ponosi aż takiej odpowiedzialności, jak premier i przewodniczący SLD. - Taka większość to normalny wynik, choć to z pewnością ciekawe - komentuje rezultaty głosowania Andrzej Celiński. Polityk Sojuszu podkreślił, że Miller i Dyduch pełnią różne stanowiska, a sekretarz generalny ma dobre i ciepłe stosunki z terenem. - Leszek Miller jest także premierem i na niego spadają rozmaite ciężary - dodał. - Tu nie stało się nic takiego, co byłoby szokujące. 160 głosów może to rzecz nieczęsto spotykana, ale w tej sytuacji to jest okey - wyjaśnił. Również Celiński przyznał jednak, że taki wynik głosowania jest dla Leszka Millera sygnałem ostrzegawczym.
Józef Oleksy, Jerzy Szmajdziński, Krzysztof Janik i Andrzej Celiński zostali wybrani wiceszefami SLD - dowiedziała się nieoficjalnie PAP. W II turze głosowania o funkcję piątego wiceszefa będą rywalizować Aleksandra Jakubowska i Ryszard Kalisz.
O te funkce ubiegało się 12 kandydatów. Na liście pierwotnie było ich 13. Po odczytaniu listy Barbara Blida zgłosiła z sali kandydaturę Zbyszka Zaborowskiego, a z kandydowania zrezygnowali Tadeusz Iwiński i Maria Szyszkowska.
Ostatecznie na stanowiska wiceszefa SLD kandydowali, oprócz Zaborowskiego: Andrzej Celiński, Stanisław Janas, Krzysztof Janik, Krystyna Łybacka, Jerzy Szmajdziński, Genowefa Ferenc, Aleksandra Jakubowska, Ryszard Kalisz, Mirosława Kątna, Józef Oleksy i Krzysztof Szydłowski.
RMF/PAP