"Powrót Leszka Millera, byłego sekretarza Komitetu Centralnego komunistycznej partii robotniczej, na czoło polskich socjaldemokratów jest nie tylko znamienne dla personalnej słabości partii. Świadczy też o tym, że wielki eksperyment zachodnioeuropejskiej socjaldemokracji, przede wszystkim (niemieckiej) SPD, poniósł porażkę" - ocenia "SZ". Według komentatora gazety zachodnioeuropejscy socjaldemokraci chcieli zrobić z dawnej rządzącej partii bloku sowieckiego "normalne demokratyczne ugrupowanie, które broni przede wszystkim interesów pracowników". "W Polsce postkomuniści byli partią byłej nomenklatury, która najbardziej skorzystała na prywatyzacji dawnych zakładów państwowych. To właśnie Miller uchodził za patrona tych nowobogackich klik, które, gdy przed dziesięciu laty z nim na czele tymczasowo powróciły do władzy, nadal traktowały państwo jako swoją własność" - ocenia bawarski dziennik. Według gazety zarówno niemieccy, jak i polscy demokraci są jednak mało interesujący dla młodego pokolenia. "Z Millerem, byłym aparatczykiem, wykluczone jest, że partia otworzy się na alternatywne środowiska. Zasłynął seksistowskimi wypowiedziami i jest znienawidzony przez organizacje kobiet. Także antyklerykałowie, skupieni wokół posła Janusza Palikota - bądź co bądź trzecia siła w parlamencie - odrzucają Millera, z powodu kompromisów, jakie zawarł z Kościołem, gdy był premierem" - pisze "Sueddeutsche Zeitung". "Wszystko przemawia za tym, że socjaldemokraci nad Wisłą stracili wyczucie chwili i nie wypłyną na poszukiwanie nowych lądów. Raczej przyjdą dla nich trudne czasy" - dodaje gazeta.