Nie zabieraj narządów do nieba
Tylko nieliczni z nas wyrazili zgodę, by po śmierci być dawcami organów. Tymczasem nasza decyzja może kiedyś ocalić życie człowieka - mówi prof. Jerzy Sadowski, szef krakowskiej Klinki Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii UJ.
Transplantologia i opieka nad pacjentem po przeszczepie rozwija się, placówki dysponują odpowiednim zapleczem, a sytuacja w Małopolsce oceniana jest jako dramatyczna, dlaczego?
Prof. Jerzy Sadowski: Krakowska klinika mogłaby wykonywać znacznie większą liczbę przeszczepów. Są na to pieniądze z Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia. Brak jednak dawców. Przez pół roku w Krakowie wykonano zaledwie siedem transplantacji. 80 procent narządów do przeszczepów małopolscy pacjenci otrzymują z odległych miast, a to zmniejsza szansę na udaną operację. Na nowe serce czeka blisko stu pacjentów nie tylko z woj. małopolskiego, ale także świętokrzyskiego, podkarpackiego oraz innych. Niestety, oczekujący umierają, ale wciąż przybywają kolejni chorzy, dla których jedynym ratunkiem jest przeszczep.
Gdzie tkwią tego przyczyny? Czy polskie prawo "sprzeciwia się" transplantologii?
Polskie prawodawstwo jest bardzo przyjazne transplantologii, moglibyśmy też w Polsce czerpać np. z doświadczeń Hiszpanii. Obowiązuje u nas tzw. zgoda domniemana, więc jeżeli pacjent za życia nie zgłosi sprzeciwu do centralnego rejestru sprzeciwów (znajduje się on w Warszawie i jest prowadzony przez Poltransplant), to według prawa może być traktowany jako potencjalny dawca organów. Liczba sprzeciwów zmniejsza się z każdym rokiem, ale nie oznacza to rosnącej liczby dawców. Nawet osoby, które mają kontakt z medycyną, nie są świadome istnienia zasady zgody domniemanej. Zresztą z tych rozwiązań prawnych nie korzystają sami lekarze. Rozumiejąc dramat rodziny, której udziałem staje się nagła śmierć bliskiej osoby, przedkładają wolę bliskich nad prawne regulacje i pytają, czy narządy mogłyby być pobrane. Niestety, często rodzina odmawia zgody. Wówczas lekarze nie pobierają narządów, a mogliby uratować życie innemu człowiekowi.
A jak Kościół katolicki traktuje przeszczepy?
Najwyższy autorytet Kościoła - Ojciec Święty Jan Paweł II - wielokrotnie wypowiadał się przychylnie na ten temat. Również podczas spotkań z lekarzami transplantologami - uznając dawstwo za prawdziwy akt miłosierdzia dla drugiego człowieka. Za Jego przykładem inni duchowni, np. abp Józef Życiński, podkreślali pełną aprobaty postawę kościoła. Ale te głosy wciąż do wielu ludzi nie docierają.
Być może sprzeciw rodzin wynika z niewiedzy, ale także z faktu, że skoro rodzina ma przed sobą człowieka, którego serce bije - trudno jej pogodzić się z faktem, że krewny już nie żyje...
Do pewnego momentu pacjent może być ratowany. Należy wówczas zrobić wszystko, by mu pomóc i to właśnie robimy, ale jeśli dojdzie do nieodwracalnych zmian w mózgu, takiej możliwości nie ma. Gdy mózg umiera, funkcje pozostałych narządów podtrzymywane są tylko przy pomocy leków. Przy stwierdzaniu zgonu nie ma nawet minimalnej możliwości pomyłki. Potencjalnego dawcę bada dwukrotnie specjalna komisja lekarska i to ona orzeka o śmierci pnia mózgu. Dopiero wówczas można myśleć o przeszczepie.
Klinika Pana Profesora zainaugurowała kampanię społeczno-edukacyjną "Nie zabieraj swoich narządów do nieba..." - Czy promowane przy tej okazji "oświadczenie woli" może zmienić sytuację?
Oświadczenie, jak i cała kampania ma głównie znaczenie psychologiczne. Dzięki takiemu programowi, nagłaśnianiu problemu - transplantologia przestaje być tematem tabu. Kampania jest sposobem na dialog ze społeczeństwem, od którego zależy, czy będzie akceptowało i pomagało w tym sposobie leczenia - sami lekarze nie zmienią sytuacji. W świadomości wielu ludzi ten temat nie istnieje, nierzadko stykają się z problemem dopiero, gdy w obliczu nagłej śmierci bliskiej osoby staje przed nimi lekarz i prosi o zgodę na przeszczep. Kampania ma pokazać, jak istotny jest świadomy wybór, decyzja z myślą o innym człowieku. Takie oświadczenie woli nie ma wprawdzie mocy prawnej, ale może bardzo pomóc. Gdy ktoś napisze: "Moją wolą jest, by w przypadku nagłej śmierci moje narządy zostały przekazane do transplantacji, ratując życie innym, o swojej decyzji powiadomiłem najbliższych, którzy w krytycznym momencie powinni ją uszanować", wówczas nie tylko lekarzowi będzie łatwiej rozmawiać z bliskimi pacjenta, dla samej rodziny będzie to czymś w rodzaju ostatniej woli krewnego. W trakcie kampanii staramy się także szkolić lekarzy, uczyć ich, jak rozmawiać z rodzinami dawców i jak radzić sobie z emocjami.
Co czuje lekarz, który daje chorym "drugie życie"?
To operacja, która wciąż budzi emocje, ale musimy sobie zdawać sprawę, że od pierwszego przeszczepu serca minęło prawie 40 lat i dziś jest to dla lekarza rutynowa operacja.
Czy Pan myślał o tym, jak to jest żyć z cudzym sercem?
Proszę zapytać o to pacjenta, który nie może normalnie funkcjonować, musi być często hospitalizowany, ma duszności, bardzo się męczy i nagle otrzymuje dar w postaci nowego życia. Taki pacjent potrafi z pewnością odpowiedzieć, czy warto robić przeszczepy. Sam byłem kiedyś sceptycznie nastawiony, czy taki przeszczep coś daje, ale nasze doświadczenie wykonanych w Krakowie prawie 500 przeszczepów serca pokazuje, że bezspornie tak. Utrzymujemy kontakt ze stowarzyszeniem osób po przeszczepie i widzimy, jak sobie radzą, jak przeszczepienie serca przedłużyło im życie. Inaczej nie mieliby żadnych szans. Przeszczep nerek poprawia jakość życia, nowe serce pozwala to życie zachować. W przypadku najciężej chorych tylko niewielka część pacjentów ma szanse przeżyć rok, reszta umrze, jeśli nie doczeka się np. nowego serca.
Czy handel ludzkimi organami istnieje?
Nie, jest raczej wytworem ludzkiej wyobraźni, powtarzanym w filmach.
Jak wygląda procedura przeszczepowa?
Procedurą pobierania i przeszczepiania zajmuje się zespół lekarzy z Kliniki Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii. Codziennie dyżuruje on na wypadek konieczności przeszczepu. Jeśli chodzi o sam proces pobierania serca: jeden zespół jedzie karetką (w przypadku znacznych odległości ekipa przemieszcza się samolotem - chętnie korzystamy z transportu wojskowego) na miejsce, gdzie znajduje się dawca, a w tym czasie drugi zespół przygotowuje biorcę. Gdy pojawia się sygnał od zespołu pobierającego, że "serce dawcy jest dobre" - czyli nie ma zmian w tętnicach wieńcowych, aorta nie jest poszerzona, zespól w Klinice przygotowuje biorcę do otwarcia klatki. Pobrane serce jest ochraniane specjalnym płynem, który podaje się do opuszki aorty i następnie do tętnic wieńcowych - ten płyn zabezpiecza je na okres transportu. Serce umieszczane jest w zimnym płynie o temperaturze +4 stopnie, następnie wkładane do jałowych plastikowych worków i umieszczane w specjalnym termosie. Serce przywiezione do kliniki jest wyjmowane, ponownie schładzane i przepłukiwane, w tym czasie u biorcy wycięte zostaje chore serce, włożone w jego miejsce "nowe" i przyszyte. Tu kończy się czas niedokrwienia serca. Nie powinien przekroczyć 4 godzin (maximum 5 ), bowiem im dłużej serce pozostaje niedokrwione, tym większe jest ryzyko, że przeszczep nie uda się lub będzie się wiązał z powikłaniami.
Czy rodziny dawcy i biorcy mogą się kontaktować?
Ze śmiercią bliskiej osoby wiążą się ogromne emocje. Rodziny różnie reagują w obliczu bólu. Są tacy, którzy absolutnie nie zgadzają się na pobranie narządu, są i tacy, którzy sami mówią: zginął, ale może jego serce uratuje kogoś innego, w przeszczepie widzą niejako kontynuację życia kogoś bliskiego. Rodziny dawcy i biorcy nie mogą się znać - nie informujemy, skąd pochodzi dawca. Może to rodzić różne reakcje - także żądania finansowe. Chcemy tego unikać.
Jak długo może żyć pacjent po przeszczepie i na ile poprawia się jakość jego życia?
Przeszczep pozwala choremu na normalne funkcjonowanie. Niektórzy wracają do pracy, a dwie nasze pacjentki urodziły dzieci po przeszczepieniu serca. Jedno ma już 9 lat, drugie - 5. Jeśli chodzi o długość życia, to kwestia indywidualna. Jeden z naszych pacjentów żył po przeszczepie prawie 15 lat, na świecie najdłużej żyjący pacjent po przeszczepie cieszy się nowym sercem 25 lat.