Naśladowca wygrał z imitatorem
W sobotę zmienił się szef SLD, ale czy zaszła jakaś fundamentalna zmiana? Owszem, jeśli trzymać się żartu, że rywalizowali z sobą mierny imitator Aleksandra Kwaśniewskiego ze słabym naśladowcą Leszka Millera. Zwyciężył drugi z nich - pisze w "Rzeczpospolitej" Piotr Semka.
Czego możemy się spodziewać po Grzegorzu Napieralskim? Wyrazistej lewicowości pozującej na polski zapateryzm, ale bardziej skupionej na wrażliwości socjalnego elektoratu i szczuciu na "czarnych", niż na potakiwaniu środowiskom nowej lewicy - uważa publicysta.
Przed zjazdem zarówno Napieralski, jak i Olejniczak zadbali, by błysnąć jako wierni uczniowie generała Jaruzelskiego. W gruncie rzeczy byli do siebie podobni. I dlatego nie dziwią sugestie Napieralskiego, że Olejniczak pozostanie w kierownictwie partii. Co dwie głowy, to nie jedna - mówi stare przysłowie. Tyle tylko, że choć to dwie głowy polityków SLD, to w żadnej z nich nie ma nowego pomysłu na odbudowę lewicy.
A weteranom aparatu w utrzymaniu silnej pozycji w partii tak jak nie przeszkadzał "młokos" Olejniczak, tak samo nie będzie przeszkadzał Napieralski - akcentuje Semka.
Spośród wybranych na zjeździe czterech wiceszefów SLD Katarzyna Piekarska jest jedyną nowalijką. Pozostałych troje zastępców: Jolanta Szymanek-Deresz, Longin Pastusiak i Jerzy Szmajdziński, to starzy polityczni gracze. Ale partia aparatczyków przyzwyczaiła się do liderów z twarzą dziecka - konkluduje publicysta "Rzeczpospolitej".
INTERIA.PL/PAP