Na proces Dochnala przyjdzie jeszcze poczekać
W piątek ma ruszyć proces Andrzeja Pęczaka, byłego posła SLD i lobbysty Marka Dochnala. Ale do rozprawy najprawdopodobniej nie dojdzie. Akta dotarły do sądu dopiero dzisiaj, a sędzia raczej ich do jutra nie przeczyta.
Dokumenty śledztwa przeciwko Pęczakowi i Dochnalowi zajmują ponad 130 tomów. Do dzisiaj sędzia z Sądu Rejonowego w Pabianicach nie miał okazji ich przeczytać - akta były w Sądzie Apelacyjnym w Łodzi. Czy zdąży się z nimi zapoznać się do rozpoczęcia procesu, czyli do godziny 10 w piątek?
Sędziowie nie chcieli na to pytanie wprost odpowiedzieć. - Zapraszam na rozprawę, wtedy się wszystko rozstrzygnie - powiedziała "Newsweekowi" Grażyna Jeżewska z Sądu Okręgowego w Łodzi, odpowiedzialna za kontakty z mediami. Także sam sędzia, który rozstrzygnie czy oskarżeni są winni nie chciał o tym rozmawiać. - Proces ma się rozpocząć w piątek - stwierdził tylko Przemysław Zabłocki, przewodniczący Wydziału Karnego pabianickiego sądu.
Śledczy z katowickiej Prokuratury Apelacyjnej akt oskarżenia przeciwko byłemu posłowi SLD i lobbyście wysłali do sądu już na początku roku. Ich zdaniem Pęczak wziął w sumie 820 tysięcy złotych łapówki od Dochnala.
Śledczy uznali, że między Dochnalem a Pęczakiem istniał układ - polityk dostał m.in. na trzy miesiące luksusowego Mercedesa za zdobywanie informacji dla firmy lobbysty o najważniejszych prywatyzacjach przeprowadzanych w trakcie rządów Leszka Millera. Akt oskarżenia i dokumenty śledztwa najpierw trafiły do Sądu Rejonowego Warszawa Śródmieście. Sędziowie długo się zastanawiali, czy to oni powinni osądzić Pęczak i Dochnala. Latem uznali jednak, że właściwym sądem jest ten w Pabianicach, bowiem Andrzej Pęczak mieszka w willi w Żabiczkach obok Konstantynowa, w powiecie pabianickim.
Pęczak wyszedł z aresztu na początku stycznia, po wpłaceniu 400 tys. zł kaucji. Takiego szczęścia nie ma Marek Dochnal, który za kratkami siedzi już trzy lata, dokładnie od 27 września 2004r. kiedy sąd go aresztował pod zarzutami korupcji m.in. byłego posła. W środę po raz kolejny Sąd Apelacyjny w Łodzi nie zgodził się na jego zwolnienie z aresztu. Lobbysta złożył niedawno skargę na działania polskiej prokuratury do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Twierdzi, że jest bezprawnie przetrzymywany.
- Nie ma wątpliwości, że areszt trwa zbyt długo - mówi Newsweekowi dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, który pomagał Dochnalowi sformułować skargę. Postępowanie przed Trybunałem trwa jednak latami, więc Marek Dochnal nie może liczyć na rychłą pomoc europejskiego sądu.
Jak ustalił "Newsweek" rzeczywistym powodem, dla którego prokuratura i sąd przedłużają areszt lobbyście jest tajna informacja operacyjna Agencji Wywiadu sprzed prawie dwóch lat: Jeżeli Dochnal wyjdzie z aresztu to ucieknie do Rosji. Ma tam udziały w spółkach.
Potwierdzeniem tego jest korespondencja znajdująca się w aktach śledztwa przeciwko Dochnalowi, które trafiły już do sądu. Lobbysta jest też aresztowany w innym śledztwie.
Powodem są podejrzenia katowickich śledczych, że Dochnal nielegalnie wyprowadził prawie 13 mln dolarów z majątku swojej szwajcarskiej spółki. Jednak część zarzutów przeciw Dochnalowi ma słabe podstawy.
Pod koniec czerwca w Zurychu śledczy z Katowic i szwajcarski prokurator przesłuchali Matthiasa Staehelina, szwajcarskiego prawnika, który kierował należącą do Dochnala spółką Blue Aries AG. Okazało się, że głównym dowodem prokuratury przeciwko lobbyście jest kserokopia porozumienia pomiędzy tą firmą, a inną spółką - Emmental NV, należącą do grupy Mittal, największej stalowej firmy świata. Kserokopia porozumienia mówi o wypłacie honorariów dla szwajcarskiej firmy lobbysty za doradztwo Dochnala przy prywatyzacji Polskich Hut Stali, które przejął potem Mittal.
Pieniądze - 12 mln USD poszły nie na konto Blue Aries AG, ale na prywatne konto Dochnala w banku Coutts w Zurychu. Jednak Matthias Staehelin zaprzeczył , by Blue Aries zawarła taką umowę.
Szwajcarscy prokuratorzy nie odnaleźli też umowy, na którą powołują się polscy śledczy, w aktach spółki. Z zeznań Staehelina wynika, że skoro spółka nie podpisała umowy, to pieniądze jej się nie należały, więc Dochnal jej nie okradł.
Z kolei żona lobbysty uważa, że przedłużający się areszt to zemsta prokuratury. Aleksandra Dochnal ujawniła "Newsweekowi", że znany dziennikarz Witold Gadowski, dobry znajomy ministra sprawiedliwości zaproponował, że jeśli jej maż zgodzi sie zostać świadkiem koronnym, to prokuratura da mu spokój. Miał on użyć sformułowania, że to propozycja "z tamtej strony", a wcześniej powoływał się na znajomość ze Zbigniewem Ziobro. Gadowski zdecydowanie zaprzeczył informacjom żony Dochnala, tak samo jak resort sprawiedliwości.