Na kolegów z partii można liczyć...
Co znaczy pomocna partyjna dłoń, można przekonać się patrząc na SLD. Tam kolegom nie daje się zginąć. Jak się ich wyrzuci z partii, to zachowają miejsce w klubie poselskim. Jak się ich nie chce w klubie - mogą liczyć na partię. Ze znalezieniem takich właśnie przypadków nie ma problemu.
Praktycznie wszystkie ważniejsze afery dotyczące polityków Sojuszu rozgrywane są właśnie w taki sposób. Np. słynne już głosowanie na 4 ręce. Panowie Owoc, Czerniawski, Jarmoilński i Chaładaj stracili miejsca w klubie, ale Czerniawski jest wciąż szefem komisji finansów, a partia i jego, i pozostałą trójkę nadal trzyma pod swymi opiekuńczymi skrzydłami.
- Komisja etyki partii, myślę, że zgodnie z zasadą "nobody is perfect", uznała, że to nie był błąd kardynalny, że tak powiem. (...) Jednocześnie zostałem wybrany do Rady Naczelnej SLD - mówi Chaładaj. Dodaje, że chciałby jak najszybciej wrócić do klubu, bo sytuację uważa za... sztuczną.
Jak więc dzieje się to, że partia, która deklaruje oczyszczenie szeregów, nie oczyszcza się? SLD-owskie doły zrzucają to na decydentów, decydenci na organizacje lokalne, a szefowa partyjnego sądu tłumaczy się brakiem czujności: nikt dotychczas nie pytał dlaczego oni dalej są w partii.
Ale są też przypadki odwrotne - np. sprawa Mariusza Łapińskiego, z hukiem wyrzuconego z partii, a trzymanego wciąż w szeregach klubu. - Nie chcę tego komentować, bo pan Mariusz Łapiński pomyśli, że się zawzięłam na niego - mówi partyjna sędzia.