Marek Falenta: Zostałem wrobiony
- Jestem niewinny. Chciałem tylko sprzedawać tani węgiel - zapewnia w Kontrwywiadzie RMF FM Marek Falenta, biznesmen i główny podejrzany w aferze podsłuchowej. Jak mówi, wydaje mu się, że został wrobiony przez "baronów węglowych". - Jestem na rynku od 17 lat, posiadam około 30 firm, zatrudniam dwa tysiące ludzi. Nie podjąłbym takiej akcji. Nie jestem samobójcą - zaznacza.
Konrad Piasecki: Przekazywał pan nagrania?
Marek Falenta: - Nie.
Znał je pan przed publikacją "Wprost"?
- Nie.
Przekonuje pan prokuraturę, że jest pan absolutnie w tej sprawie niewinny.
- Tak, jestem niewinny. Chciałem tylko sprzedawać tani węgiel dla 12 milionów Polaków.
Kiedy dowiedział się pan o nagrywaniu rozmów, o istnieniu tych nagrań i podsłuchów?
- W momencie, jak w internecie zostały opublikowane pierwsze nagrania we "Wprost".
Łukasz N. - człowiek, który przyznał się do nagrywania, a który u pana niegdyś pracował - nigdy nic panu o nich nie mówił?
- Nie.
Ale mieliście częste kontakty?
- Mieliśmy kontakty. W momencie, jak przychodziłem do restauracji i miałem spotkania biznesowe Łukasz N. obsługiwał te spotkania.
Nie oferował nigdy informacji, które dzięki tym nagraniom zdobywał?
- Nie.
I pan nie miał pojęcia o tym, że on trudni się takim procederem.
- Nie, nie miałem pojęcia. Dla mnie to był człowiek niezwykle stworzony do tej pracy, bardzo otwarty, megasprzedawca i wszyscy go lubili. Tak, jak widać - znał praktycznie całą Warszawę. Wszyscy lubili przebywać w tej restauracji i w tych słynnych VIP-roomach.
Pan wierzy w to, że on nagrywał te rozmowy i podsłuchiwał?
- Nie wierzę.
Nie wierzy pan? On się do tego przyznaje.
- To jest akurat jeszcze nieoficjalna informacja, ja nie dostałem...
...nie, to już jest oficjalna informacja prokuratury...
- Ja takiego ustalenia nie dostałem i nic nie wiem w tej sprawie.
A wie pan, że on pana obciąża w tej sprawie?
- Też nie. Rozmawialiśmy z prokuratorem i prokurator nie chciał nam przekazać uzasadnienia ani pełnej dokumentacji, żebyśmy mogli się zapoznać z materiałem dowodowym.
Czyli nie odbyła się żadna konfrontacja ani pan nie konfrontował się z zeznaniami Łukasza N.?
- Nie, ale jestem na to gotowy i w każdej chwili mogę się poddać takiej konfrontacji.
A dowiedział się pan oficjalnie od prokuratury skąd pan pojawił się w tej sprawie?
- Też nie.
Czyli pan jest jak dziecko we mgle.
- Tak z tego wygląda.
Rozumiem, że nie zaprzecza pan, że Łukasza N. pan znał od dawna i go zatrudniał.
- Tak, około 5-6 lat temu mieliśmy taki epizod, że Łukasz został zatrudniony w otwartej rekrutacji jako jeden z dyrektorów regionalnych na region Mazowsza i przepracował u nas około 3-4 miesięcy, ten tzw. okres próbny.
I potem wrócił do restauracji.
- Potem powiedział, że to jednak nie jest jego marzenie i wrócił do restauracji. Dostał podobno lepszą ofertę z restauracji Lemongrass i został tam menedżerem.
Zna pan też dziennikarza, który ujawnił te nagrania, czyli Piotra Nisztora.
- Tak, znam Piotra Nisztora. To również jest okres około pięciu lat, to są normalne dziennikarskie spotkania. Piotr wielokrotnie pisał o naszych firmach.
Często kontaktował się pan z nim tuż przed pojawieniem się tych taśm?
- Piotr pisał artykuł o tzw. mafii węglowej w Polsce...
I dlatego się z panem kontaktował.
- I dlatego się spotykaliśmy.
Ma pan też dość pieniędzy, żeby zorganizować taką operację nagrywania - ona zresztą nie była jakaś bardzo droga: 100 tysięcy złotych. To nie jest suma, która jest dla pana niewyobrażalna.
- Jak gazety piszą, dysponuję raczej takimi pieniędzmi.
Miałby pan też motyw, bo pana firmę i szefów pańskiej firmy dotknęły aresztowania, podejrzenia dokonywania oszustw i prania pieniędzy.
- To, co się stało w Bydgoszczy, jest dla nas szokiem. Zorganizowaną akcją - taką, jak czytaliśmy we "Wprost", który opisywał działania różnych służb w stosunku do Zbigniewa Jakubasa: to jest dokładnie to samo, co się u nas wydarzyło.
Podsumowując: zna pan człowieka, który nagrywał, zna pan człowieka, który te nagrania ujawniał, ma pan pieniądze, żeby taką organizację zorganizować, i ma pan motyw. I będzie pan przekonywał nas wszystkich, że to wszystko fatalny zbieg okoliczności.
- Ja chciałem tylko sprzedawać węgiel, który jest o jedną trzecią tańszy, niż wynosi cena rynkowa.
No ale może chciał się pan też mścić na tych, którzy - jak pan mówi - potraktowali pana jak Zbigniewa Jakubasa.
- Nie jestem szaleńcem i nie podjąłbym takiej akcji. Proszę mi wierzyć. Jestem na rynku od 17 lat, posiadam około 30 firm, zatrudniam dwa tysiące ludzi i na pewno nie podjąłbym czegoś takiego. Nie jestem samobójcą.
Ale może uznał pan po prostu, że zemsta jest rozkoszą bogów i czasami lepiej się zemścić. Pan poradzi sobie jakoś w biznesie, ale jeśli nie, to - rozumiem - ma pan dość pieniędzy, by nie zajmować się biznesem i żyć sobie spokojnie.
- Ci, co mnie znają, wiedzą, że biznes to całe moje życie. Już dawno mogłem nie pracować i nic nie robić, a jednak cały czas pracuję, buduję te firmy. To jest całe moje życie.
Czy rozumie pan, w takim razie, dlaczego na pana padło? Dlaczego premier mówi: "rząd zaatakowali importerzy i dystrybutorzy węgla na dużą skalę" - to jest ewidentnie o panu.
- Ja myślę, że jest dokładnie odwrotnie, że ta sytuacja jest wywołana przez baronów węglowych, którzy dzisiaj kupują tanio węgiel od polskich kopalni i sprzedają go bardzo drogo indywidualnym osobom.
Czyli co, baronowie węglowi wrobili w tę sprawę Marka Falentę?
- Tak myślę.
Tak pan myśli? Że to jest ich zemsta na panu?
- Tak.
Ale trochę dużo przypadków. I dużo znajomości pańskich w tej sprawie. A jak rozumiem, pan brzydziłby się takimi metodami jak podsłuchiwanie rozmów restauracyjnych?
- Dokładnie 17 lat jestem na rynku, i nawet nie przyszło mi to do głowy.
Nigdy by pan po coś takiego nie sięgnął, uważa pan, że to jest ohydne?
- Absolutnie.
To jak pana znajomy, Łukasz N., mógł się tym trudnić?
- No ale mówię: to nie jest potwierdzone, należy pytać Łukasza N., czy tak jest. Dzisiaj wyszły jakieś następne nagrania, smsy, i okazuje się, że wiele osób o tym wiedziało wcześniej niż były publikacje "Wprost".
A pańscy współpracownicy? Np. Piotr Misiak, który mówi że wiedział o tej sprawie, domyślał się, coś słyszał o tych nagraniach - nic nie mówił panu, że takie nagrania funkcjonują?
- Ja o tym nie wiedziałem. Wiedziałem jedno, że bardzo nasiliły się działania w stosunku do naszej firmy Składy Węgla. Wszystkie służby się tym bardzo interesowały, w ciągu ostatnich paru tygodni mieliśmy wizyty praktycznie wszystkich służb specjalnych w Polsce. Bo było i CBA, CBŚ i ABW - wypytywali nas...
A czym się interesowały? Biznesem czy kontaktami z Rosją?
- Mówili, że muszą napisać raport dla premiera w zakresie importu węgla rosyjskiego w Polsce i zadawali pytania. Ja oczywiście udzielałem wszelkich odpowiedzi, odsyłałem ich do zarządów, współpracowaliśmy, udzielaliśmy wszelkich wyjaśnień.
Ale zadawali też pytania o pańskie kontakty z rosyjskimi spec służbami?
- Ale to jest w ogóle najśmieszniejsza sytuacja w tej sprawie, dlatego że ja Rosjan - jakichkolwiek Rosjan - widziałem raz, jak byłem na kurtuazyjnej wizycie i to było 15 maja na Syberii, i trzy razy czy cztery na zaproszenie mojego wspólnika.
Ale wie pan, niekoniecznie dla rosyjskich służb muszą działać tylko rosyjscy obywatele.
- No ale to...
Rozumiem, że nie miał pan kontaktu z nikim, kogo pan by pan podejrzewał o to, iż jest pracownikiem czy współpracownikiem rosyjskich służb specjalnych.
- Nasze kontakty - jakiekolwiek rosyjskie - zaczęły się od tego, że założyliśmy nasze oddziały jednej z firm na Ukrainie i w Rosji. To jest jedyne co nas wcześniej łączyło z Rosją, a do tej pory nie mieliśmy żadnych kontaktów.
Czyli pan o sobie myśli: krystalicznie uczciwy biznesmen, na którego państwo i baronowie węglowi, prokuratura i premier zagięli parol i teraz się na nim mszczą albo próbują go wrobić w tę sprawę.
- W tej sprawie świadczy 17 lat mojego istnienia w biznesie.
No wie pan, są ludzie, którzy 17 lat pracują w biznesie, a potem zostają aresztowani i skazani na długie lata. A nawet są tacy, którzy dłużej pracują, że nie sięgnę po amerykańskie przykłady.
- No też się zdziwiłem, że tak może być w Polsce.
Bo pan ma wyrok? Pan jest człowiekiem skazanym...
- Tak. Ale ta sprawa..
17 lat pracy i jednak coś się zdarzyło.
- Ale akurat pana zaskoczę, że to było jeszcze przed moim debiutem w biznesie. To była dość śmieszna sprawa i faktycznie się dawno zatarła. Tutaj jedynie mogę przeprosić za to, co się wydarzyło, ale staram się postępować tak, żeby nie było już problemów z prawem.
Czy zna pan wielu polityków?
- To jest chyba główny problem, że właśnie nie znam bardzo wielu polityków. A wszyscy ludzie, którzy są wymieniani dzisiaj w prasie, którzy są zatrudnieni przeze mnie w radzie nadzorczej, są dobierani według ich kompetencji i tak żeby pomóc w rozwoju naszych biznesów.
Bo pan wielu polityków zatrudnia. A to Misiak, a to Kwiatkowski.
- To nie jest większa liczba niż 10 osób, także są to bardziej przyjaźnie. Znamy się wielu lat, od kilkunastu lat i dlatego ci ludzie starają się mi pomóc. To są ludzie, którzy uwierzyli w naszą wizję.
A zna pan wielu polityków z pierwszych stron gazet? Albo tych, o których pan dzisiaj czyta, że byli podsłuchiwani?
- Nie, nawet nigdy ich nie widziałem, nie interesowało mnie w ogóle to. Zajmowałem się do tej pory cały czas biznesem, a nie odpowiedzialnością polityczną i to chyba był błąd.
A finansował pan jakąś kampanię wyborczą?
- Nie, nigdy.
I rozumiem, że po tym co się stało, tym bardziej pan nie będzie finansował?
- Nigdy mnie to nie interesowało i tak zawsze głosowałem na PO. Nawet mój ojciec był w KLD, i potem w Unii Wolności i nawet współtworzył strukturę na Dolnym Śląsku... I tak to wygląda.
Rozumiem, że dzisiaj już na PO pan nie zagłosuje.
- Nie.
A święcie pan wierzy, że sąd oczyści pana z zarzutów czy uważa pan, że to dojdzie do tego, iż pan zostanie skazany za tę sprawę.
- Czas pokaże, ale ja udowodnię, że jestem w tej sprawie niewinny i ta sprawa została wywołana tylko przez to, że chciałem 12 milionom Polaków dać tani węgiel.
A jak pan to udowodni?
- Mam określone narzędzia, udowodnię wszystko, przeprowadzimy konfrontacje, sprawdzimy wszystkie dowody i czas pokaże. A myślę, że i tak sprawca całych tych nagrań zostanie niedługo ujawniony.
A czy pan domyśla się, kto nagrywał? Skoro pan twierdzi, że nie Łukasz N. przekazał te informacje.
- Piotr Nisztor, który zna informatora, oświadczył publicznie, że to nie ja.
Informatorów dziennikarze zawsze chronią. Nawet jakby to był pan, to jego obowiązkiem byłoby zaprzeczanie.
- No nie wiem, dwukrotnie udzielił wywiadu, gdzie powiedział, że ktoś za to beknie i że Marek Falenta nie jest informatorem.