Ludwik Dorn udaje nędzarza
Obraża ludzi na prawo i lewo, a kiedy przegrywa w sądzie - zgrywa nędzarza. Ludwik Dorn przez swoich pełnomocników narzeka, że nie stać go na zapłacenie 10 tys. zł za wydrukowanie przeprosin dziennikarza. Dlaczego marszałek Sejmu ma prawo w nosie? - zastanawia się "Super Express".
przegrał proces z dziennikarzem Piotrem Krysiakiem (obecnie we "Wprost"). Sąd uznał, że nazywając Krysiaka "chłystkiem" złamał prawo. Nakazał Domowi przeproszenie dziennikarza w miesięczniku "Press". Dorn złożył co prawda apelację, ale sąd ją odrzucił.
W związku z tym najpóźniej w lipcu przeprosiny powinny zostać wydrukowane. A nie zostały. Marek Gromelski, pełnomocnik Krysiaka, nie kryje oburzenia. - Marszałek Sejmu powinien świecić przykładem. Tak demonstracyjne lekceważenie prawa przez przedstawiciela władzy jest po prostu skandaliczne - mówi "SE" Gromelski. Przyznaje, że gdyby nie jego dobra wola, już kilka tygodni temu do drzwi Dorna mógł zapukać komornik. - Nie chcieliśmy jednak skakać szanownemu marszałkowi do gardła.
Przeprosiny będą kosztowały Dorna około 10 tys. zł. Tyle bowiem, zgodnie z cennikiem miesięcznika "Press", trzeba zapłacić za wykupienie stosowanego ogłoszenia. Dla zarabiającego kilkanaście tysięcy zł miesięcznie Dorna nie powinien to być żaden problem. A jednak. - Pod koniec lipca pełnomocnik Dorna, mecenas Waldemar Krawczyk, zadzwonił do mnie i prosił o wstrzymanie egzekucji tłumacząc, że pan marszałek nie ma pieniędzy. Zgodziłem się. Umówiliśmy się na wykonanie wyroku w sierpniu - opowiada "Super Expressowi" Gromelski.
Tymczasem na początku września Krawczyk zadzwonił ponownie. - I znów usłyszałem, że jego klient nie spodziewał się, że ogłoszenie będzie kosztowało go aż tyle. Krawczyk poprosił więc o kolejną zwłokę. Tłumaczył, że w tym czasie marszałek uzbiera gotówkę - twierdzi Gromelski. Poinformował Krawczyka, że jeśli ogłoszenie nie ukaże się w październikowym "Pressie", sami za nie zapłacą, a do marszałka zapuka komornik.
Według informacji "Super Expressu" pełnomocnicy Dorna próbowali negocjować cenę z redakcją "Pressu". Żalili się, że marszałek właśnie stracił pracę i jest w kłopocie. - Z tą pracą to aż tak nie było - śmieje się obrońca Dorna. - Mówiłem jedynie, że mają dość wysokie ceny. Krawczyk bronił Dorna za darmo. Zapewnia, że w październiku będzie po sprawie.
Prostacki język może drogo kosztować Ludwika Dorna. Niewykluczone, że zapłaci nie tylko za "chłystka" ale też za... "ścierwojadów". W taki sposób Dom określił sejmowych fotoreporterów. W dodatku może zostać bez adwokata. Krawczyk deklaruje: "W tej sprawie na pewno nie będę marszałka reprezentował. Ścierwojad źle mi się kojarzy" - ucina.
Na adwokata mogą za to liczyć fotoreporterzy. - W imię demokracji, ścierwojadów, chłystków i inną hołotę chętnie obronię - mówi "SE" Gromelski.
INTERIA.PL/Super Express