- W prosektorium ginęły dowody. Musieliśmy przy wojskowych rozbierać zwłoki. Zabrali kulę wyjętą z ciała górnika. Mogła być dowodem. Pozwoliłaby ustalić, który z zomowców zabił - mówi prof. Władysław Nasiłowski. - Spojrzałam na twarz górnika, któremu miałam robić sekcję. To był ten mój szczerbaty, który się do mnie jeszcze wczoraj uśmiechał - mówi dr Stanisława Kabiesz-Neniczka. - Umówiliśmy się między sobą, że jeśli ktoś znajdzie w ciele górnika kulę, postara się ją zatrzymać. Większość ran była na przestrzał, ale akurat u "mojego" górnika był wlot, nie było wylotu. Znalazłam tę kulę, ale prokurator patrzył mi na ręce. Zabrał ją. Jak podkreśla dr Krystian Rygol, było widać, że strzały nie były przypadkowe, kule trafiały w głowy, klatki piersiowe. Ale jako przyczynę śmierci mieli podawać "egzekucję prawnie uznaną". - Zbuntowaliśmy się. Wpisywaliśmy "zabójstwo przez postrzał" - mówi. - Zarządziłem, żeby sekcje przeprowadzać ze szczególną starannością - pamięta prof. Nasiłowski. - Zawsze staramy się jak najlepiej, ale tym razem bałem się, że będą naciski, że dojdzie do jakichś machinacji. Wszystkie dokumenty sporządzaliśmy w wielu kopiach, jedne zostały w zakładzie, inne ukryliśmy. Przewidywałem, że prokuratorzy wojskowi i esbecy będą chcieli przejąć zwłoki górników po sekcjach. Pospiesznie napisałem tekst oświadczenia, że zwłoki należy wydawać wyłącznie rodzinom. Podsunąłem to prokuratorowi. Podpisał. Górnicy z Wujka zastrajkowali 13 grudnia 1981 r., domagając się uwolnienia przewodniczącego kopalnianej Solidarności Jana Ludwiczaka. Potem zażądali też m.in. zniesienia stanu wojennego i zwolnienia wszystkich internowanych. 16 grudnia milicja i wojsko otoczyły kopalnię. W czasie szturmowania zakładu padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, trzej inni zmarli później na skutek odniesionych ran. Prawomocny wyrok, skazujący byłych milicjantów za strzelanie do górników na karę od 3,5 do 6 lat więzienia, zapadł dopiero po blisko 15 latach rozpatrywania tej sprawy, w czerwcu 2008 roku. Później wyrok ostatecznie utrzymał Sąd Najwyższy.