Ktoś podpalił samochód Julii Pitery?
Samochód sekretarz stanu w kancelarii premiera Julii Pitery, który spłonął w niedzielę wieczorem na warszawskim Mokotowie, mógł zostać podpalony - wynika ze wstępnych ustaleń ekspertów z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego KGP.
Wiadomo o tym nieoficjalnie ze źródeł zbliżonych do sprawy.
Rzecznik komendanta stołecznego policji Marcin Szyndler potwierdził, że taka hipoteza pojawiła się po kilku godzinach pracy ekspertów.
jest sekretarzem stanu w kancelarii premiera, pełnomocnikiem rządu ds. opracowania programu zapobiegania nieprawidłowościom w instytucjach publicznych. Ma przygotowywać zmiany ustawowe i kadrowe w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym.
Pitera powiedziała, że liczy, iż było to jednak niesprowokowane zdarzenie, a nie czyjeś celowe działanie. - Mam nadzieję, że było inaczej - powiedziała proszona o komentarz do nieoficjalnych informacji policji, że mogło dojść do podpalenia. - Wolę żyć z tym przeświadczeniem, że świat nie jest taki zły - dodała.
- Samochód był ubezpieczony, serwisowany, miał 2,5 roku, był sprawny technicznie, dwa miesiące temu przeszedł przegląd techniczny - poinformowała Pitera.
Szyndler zaznaczył, że w sprawie przyczyn pożaru samochodu Pitery policja będzie miała pewność dopiero "po przeprowadzeniu szczegółowych badań". W tej chwili istnieją przesłanki, że pożar ten mógł być wywołany działaniem osób trzecich" - powiedział.
Pytany o sprawę wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna powiedział dziennikarzom, że rozmawiał w nocy z Piterą. - Czekamy na informacje czy był to przypadek, czy rzeczywiście podpalenie. Od tego uzależniamy dalsze kroki - podkreślił.
Samochód - ford - spłonął w niedzielę późnym wieczorem na warszawskim Mokotowie. Straż pożarna i policja otrzymały zgłoszenie ok. 22.30. Po ugaszeniu pożaru strażacy początkowo oceniali, że mógł on być wywołany samozapłonem instalacji elektrycznej w silniku - jak informowano, spłonęła m.in. komora silnika.
Na miejsce przyjechali też eksperci z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego. Zrobili zdjęcia spalonego auta, zabezpieczyli ślady.
INTERIA.PL/PAP