O wydanym we wtorek wyroku Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia poinformowała w środę PAP sekcja prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie. Wyrok SR jest nieprawomocny; można się od niego odwołać do SO. Katowicka prokuratura zarzuciła Rutkowskiemu sześć przestępstw, w tym bezprawne prowadzenie działalności detektywistycznej w latach 2004-2006 oraz kierowanie bezprawnym pozbawieniem wolności innej osoby i stosowaniem przemocy lub groźby bezprawnej w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania. Za bezprawne pozbawienie wolności grozi kara do pięciu lat więzienia. Prowadzenie usług detektywistycznych bez zezwolenia jest zagrożone karą do dwóch lat. Rutkowski nie przyznał się do winy Proces w tej sprawie ruszył we wrześniu 2012 r. Rutkowski nie przyznawał się do zarzutów. "W czasie, którego dotyczy sprawa, miałem licencję. To jest przede wszystkim złośliwość prokuratury" - odpierał oskarżenie Rutkowski. Akt oskarżenia tłumaczył m.in. konfliktem z byłym wiceszefem śląskiej policji i niektórymi spośród tamtejszych prokuratorów. W akcie oskarżenia katowicka prokuratura okręgowa zarzuciła mu, że od stycznia 2004 r. do kwietnia 2006 r. "wykonywał regulowaną działalność gospodarczą w zakresie usług detektywistycznych bez uzyskania wpisu do rejestru działalności detektywistycznej poprzez zawieranie za pośrednictwem Biura Doradczego Rutkowski umów o świadczenie usług detektywistycznych". W akcie oskarżenia wymieniono ponad 200 umów "na konsultacje i doradztwo", zawartych za pośrednictwem Biura Doradczego i mających dotyczyć usług detektywistycznych. Umowy odnosiły się m.in. do sprawdzania wiarygodności osób, poszukiwań zaginionych, ochrony osób i obiektów, a także poszukiwania sprawców przestępstw. Zatrzymanie w Bytomiu Oskarżono go też o to, że w 2005 r. w Bytomiu wydał swoim pracownikom polecenie zatrzymania trzech osób. Pracownicy Rutkowskiego zatrzymali wtedy dwóch przestępców i - omyłkowo - towarzyszącą jednemu z nich osobę, wciągnęli ich do samochodu i zawieźli na policję. Śledczy uznali tę akcję za bezprawną. Według Rutkowskiego jego firma - działając na zlecenie właścicieli hurtowni - zapobiegła wymuszeniu rozbójniczemu. Argumentował, że dokonał zatrzymania obywatelskiego na gorącym uczynku, a jego Biuro Doradcze nie prowadziło żadnych czynności detektywistycznych. Podkreślał, że poza Biurem Doradczym miał także Biuro Detektywistyczne - z licencją i wszelkimi uprawnieniami detektywistycznymi. "Działania bytomskie były prowadzone, podobnie jak wiele innych takich działań w kraju, przy stałej koordynacji i współpracy z policją" - mówił. Akcja w Rybniku - umorzenie Inne zarzuty dotyczyły akcji przeprowadzonej w 2005 r. w Książenicach koło Rybnika. Pracownicy firmy Rutkowskiego - działając na zlecenie matki 7-latka - weszli wówczas do szkoły, w której uczył się mieszkający z ojcem chłopiec i pomogli jej wyprowadzić z lekcji dziecko, nad którym miała przyznane prawo opieki. Pojawienie się ludzi w czarnych kamizelkach wywołało w klasie panikę. Rutkowski twierdził, że jego pracownicy pomogli jedynie w wykonaniu postanowienia sądu, a jego nie było na miejscu i nie kierował tą akcją. Sąd umorzył zarzuty wobec Rutkowskiego dotyczące tej akcji. Poza Rutkowskim aktem oskarżenia objęto także jego pracowników, oskarżonych o bezprawne pozbawienie wolności trzech osób w Bytomiu. Radosława D., Krzysztofa P. i Tomasza B. skazano na kary po pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz po 5 tys. zł grzywny. Akt oskarżenia katowicka prokuratura sformułowała w maju 2010 r. Pierwotnie był on przesłany do bytomskiego sądu, ostatecznie trafił do sądu w Warszawie. To już kolejny wyrok W 2013 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach w sprawie tzw. śląskiej mafii paliwowej prawomocnie skazał Rutkowskiego na 1,5 roku więzienia, m.in. za pranie brudnych pieniędzy. W sądzie I instancji dostał 2,5 roku więzienia. Po wyroku SA Rutkowski nie krył zadowolenia. "Dla mnie ten wyrok jest w tym momencie satysfakcjonujący, bo nie muszę trafić do więzienia (w związku z zarzutami był aresztowany prawie 10 miesięcy - PAP)" - mówił dziennikarzom. Zdaniem Rutkowskiego padł on ofiarą pomówień. Łukasz Starzewski (PAP)