Kryzys totalny
Spontaniczna początkowo i nie mieszcząca się w ramach demonstracji politycznej reakcja na ujawnienie kłamstw wyborczych premiera Węgier Ferenca Gyurcsanyiego, włącznie z chuligańskimi ekscesami i paleniem samochodów w Budapeszcie, zamienia się w formę stałego już nacisku, aby zmusić go do dymisji i rozpisania ponownych wyborów.
Wokół parlamentu powstaje miasteczko namiotowe, co wieczór zbierają się tłumy, zbliża się zapowiedziana wcześniej legalna demonstracja młodzieży akademickiej protestującej przeciw wprowadzeniu czesnego. A na najbliższą sobotę wiec protestacyjny zapowiedział lider prawicowej opozycji Viktor Orban.
Rozruchy w Budapeszcie eksplodowały w przededniu wyborów samorządowych, które mają się odbyć 1 października oraz 50. rocznicy pamiętnej rewolucji październikowej 1956 roku. Nastąpiło to po wyemitowaniu przez publiczne Węgierskie Radio przemówienia premiera Gyurcsanyiego wygłoszonego w maju na zamkniętym zebraniu frakcji socjalistycznej. Przyznał wtedy, że głoszone hasła wyborcze były kłamstwem i najwyższa pora powiedzieć społeczeństwu prawdę o dramatycznej sytuacji gospodarczej oraz konieczności wprowadzenia ostrych cięć oszczędnościowych. Kłamstwo zawsze, a zwłaszcza w polityce, ma krótkie nogi nawet wtedy, gdy samokrytycznie się do niego musi przyznać.
Przeprowadzona wiosną kampania przed wyborami parlamentarnymi była na Węgrzech wyjątkowo brutalna (patrz POLITYKA 14/2006). Obie walczące strony prześcigały się też w obietnicach, których spełnienie było nierealne w warunkach dramatycznie pogłębiającego się deficytu i zadłużenia państwa. Do poważnego kryzysu gospodarczego w efekcie ujawnionej cynicznej gry doszedł obecnie kryzys polityczny oraz moralny. Społeczeństwo węgierskie jest w dodatku wskutek bezwzględnej walki o władzę między lewicą i prawicą, głęboko podzielone, rozdarte. Bardzo trudno zatem będzie wyjść Węgrom z kryzysu.
Polityka