Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Krasnodębski: PiS walczy o demokrację

W ostatnim czasie w komentarzach dotyczących poczynań partii rządzącej dominują sformułowania typu: "nic z tego nie rozumiem" lub "Kaczyński działa irracjonalnie" oraz "PiS jest nieprzewidywalny". I rzeczywiście działania Prawa i Sprawiedliwości mogą tworzyć takie wrażenie. Zwłaszcza, gdy obserwuje się je z bliska, bez odpowiedniego dystansu. Dziwi mnie, że Jadwiga Staniszkis, która krytykowała PiS na łamach "Faktu", tym razem nie patrzy na polską politykę z szerszej perspektywy.

Nie podzielam opinii o nieracjonalności Prawa i Sprawiedliwości. Polityka tej partii jest w moim przekonaniu całkiem racjonalna.

PiS to partia, która doszła do władzy niosąc na sztandarach hasło radykalnej przebudowy państwa. A jak inaczej można przebudować państwo, jeśli nie przez naruszenie skostniałej, istniejącej w nim sieci powiązań i układów?

Zwróćmy uwagę na fakt, że problemy, na które Prawo i Sprawiedliwość zwraca uwagę są realne i niezwykle ważne. Powiedziałbym nawet: fundamentalne. Tak było w przypadku mediów, banków, sędziów, służby cywilnej, itd. Przecież zanim PiS doszło do władzy krytykowano na przykład korporacjonizm zawodów prawniczych czy upolitycznienie urzędników. Co więcej w krytyce tej brali udział także politycy Platformy Obywatelskiej.

Opinia o nieskuteczności polskiego systemu sprawiedliwości jest powszechnie podzielana. Nie brak na to dowodów. Mówiło się o panującej w środowisku sędziów korupcji, o nadmiernej tolerancji dla sprawców przestępstw. Mówiło się o tym, że system chroni przestępców, a nie ofiary. O tym, że jest nieskuteczny. Prawo i Sprawiedliwość podniosło teraz ten problemie. To jest racjonalne. Co więcej, odpowiada społecznym nastrojom i oczekiwaniom.

Skąd więc te awantury, za każdym razem gdy PiS porusza kolejny temat?

Środowiska, które krytykuje PiS, są wpływowe. To elity, które kształtowały polską rzeczywistość po 1989 roku. Rozróżnią się one w pojmowaniu i ocenie rzeczywistości od przeciętnego obywatela. Przypominam wszystkim, którzy krytykowali III RP, a była w tej grupie także profesor Staniszkis, że wskazywaliśmy na jej zasadnicze problemy konstrukcyjne. PiS w istocie podejmuje problemy, o których wówczas mówiliśmy. Jest to jak najbardziej racjonalne - co więcej jest spełnieniem obietnicy wyborczej. Te tematy nigdy wcześniej nie były przedmiotem szerokiej publicznej debaty. Teraz się nim stają. Nic dziwnego, że grupy i środowiska, które PiS krytykuje, reagują niezwykle ostro - czują się zagrożone. To też jest zresztą racjonalne, bo PiS uderza w utrwalone interesy, w struktury władzy, czyli w sam rdzeń krytykowanej przez nas III RP.

W Polsce po 89 roku powstały nowe struktury panowania, wykształciły się zamknięte elity połączone licznymi wspólnymi interesami. Między tymi elitami zachodziła wymiana osób, usług i zasobów. Panikarskie reakcje są tylko dowodem na to, że te grupy interesu czują się dziś zagrożone. Zwróćmy uwagę, że ta zmasowana krytyka jest głównie niemerytoryczna, a emocjonalna. Dyskusja merytoryczna odbywa się poza zasięgiem kamer. Wtedy i politycy, i niektórzy dziennikarze przyznają, że nie sposób nie widzieć problemów, o których mówi partia rządząca.

Można owszem spierać się na temat metod, jakimi PiS chce rozwiązywać te problemy. Jednak nie można mówić, że ich nie ma. Diagnoza dotycząca poszczególnych sfer życia publicznego powinna być pogłębiona w publicznej debacie i przez niezależnych ekspertów. Jeśli Jarosław Kaczyński powiedział, że media nie są niezależne, to opinia publiczna powinna się dowiedzieć na czym to polega: jaki jest podział rynku, kto pociąga za poszczególne sznurki itd.

Tu brakuje jednak konsekwencji. Następuje histeryczna reakcja. W kuluarach przyznaje się Kaczyńskiemu rację, że sprawa jest poważna, że coś jest na rzeczy i na tym dyskusja się kończy. Nie ma także dalszych kroków politycznych. Jedynie w tym miejscu widzę irracjonalność, o której mówi profesor Staniszkis. Tematy są podnoszone trochę po amatorsku i obóz rządzący, po silnych atakach, wycofuje się. Powstaje wrażenie działania nieprzemyślanego i nieprzygotowanego.

Jeśli PiS rozpoczyna spór, powinien dysponować środkami intelektualnymi i politycznymi, które pozwolą mu spór wygrać. Bo tak pozostawia rozjuszonych przeciwników, gotowych do kontrataku.

Dlaczego PiS nie ciągnie rozpoczętych spraw? Rząd Kazimierza Marcinkiewicza jest dziś, mimo swej popularności, bardzo słaby. Nie koncepcyjnie, ale w rzeczywistym sprawowaniu władzy. Możliwe, że jest to nie tylko wynik brak większości parlamentarnej, ale potwierdzenia dawnej tezy Staniszkis, że każdy rząd w Polsce będzie słaby, bo będzie niszczony przez oplatające cały system sieci powiązań , że polityka jest w istocie w Polsce niemożliwa.

Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, jaka niedawno miała miejsce w Polsce w jakimś kraju "starej Europy". Że na przykład następuje konflikt pomiędzy rządem a Bundesbankiem i przedstawiciel banku - banku narodowego - wyklucza z ważnego posiedzenia reprezentanta rządu. To nie do wyobrażenia! I by finansjera odwoływała się do autorytetu ponadnarodowej instytucji przeciwko własnemu rządowi!

Przebieg tego konfliktu dowodzi tylko słabości i peryferyjności polskiego państwa. Z tego punktu widzenia nawet to, co można uznać w strategii PiS za irracjonalne, czyli porzucanie tematów i wycofywanie się z nich, daje się zupełnie łatwo wytłumaczyć. Nie dowodzi to słabości kompetencji, słabości charakterów czy braku wytrwałości polityków PiS. To dowód na słabość państwa i rządu, słabość polityki. Rząd tylko o tyle może zawiadować państwem, o ile działa w zgodzie z interesami zastanych struktur, cząstkowych elit. Ma administrować, nie rządzić.

W Polsce mamy więc do czynienia z marginalizacją polityki jako takiej, a co za tym idzie - demokracji. W istocie więc PiS toczy batalię - być może z góry skazaną na porażkę - o ożywienie polskiej demokracji. Nie planuje, jak twierdzą przeciwnicy Kaczyńskiego, zamachu na demokrację, Wręcz przeciwnie. Chodzi o to, by to "demos", a nie wąskie elity, "układy", miał wpływ na Polskę. Szkoda, że wielu ludziom tak trudno to zrozumieć.

Prof. Zdzisław Krasnodębski

Tekst pochodzi z dziennika

Zobacz także