"Komisja pod chmurką". Niepełnosprawny na wózku do poradni się nie dostanie

Irmina Brachacz

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Udostępnij

Odkąd jej córka usiadła na wózku, pani Joanna co jakiś czas zderza się z barierami architektonicznymi i budynkami, do których z Zuzią dostać się nie mogą. Ale absurdu, który spotkał je kilka dni temu, nie przewidziała. - Ja wiem, że rodzic niepełnosprawnego dziecka musi mieć twardy tyłek, ale takie sytuacje to skandal - denerwuje się Joanna Popowicz z Warszawy. 30 czerwca kobieta udała się z córką na komisję do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Komisja odbyła się… pod gołym niebem. Na ławce przed budynkiem. Bo, jak się okazało, do instytucji wydającej orzeczenia dzieciom z niepełnosprawnością, te na wózku dostać się nie mogą.

12-letnia Zuzia do poradni psychologiczno-pedagogicznej wejść nie mogła. Jej komisja odbyła się na ławce przed budynkiem
12-letnia Zuzia do poradni psychologiczno-pedagogicznej wejść nie mogła. Jej komisja odbyła się na ławce przed budynkiemArch. prywatne Joanny Popowicz materiał zewnętrzny

12-letnia Zuzia jest niepełnosprawna od urodzenia. - Córka cierpi na rzadką genetyczną chorobę, jest jedynym dzieckiem na świecie z tą akurat mutacją. Lekarze robią co mogą, szukają rozwiązań, ale nie ulega wątpliwości, że nasza choroba postępuje - mówi w rozmowie z Interią Joanna Popowicz, mama Zuzanny.

Dwa lata temu choroba przykuła dziewczynkę do wózka. - Jak sadzasz dziecko na wózek, to zderzasz się z każdą dziurą w chodniku. A potem z absurdami systemu takimi jak ten - wzdycha pani Joanna.

Winda? Nie ma. W urzędzie zawsze są "ważniejsze sprawy"

Zuzanna chodzi do szkoły specjalnej. Aby mogła kontynuować w niej naukę, przed czwartą klasą potrzebuje nowego orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego. I to po nie pani Joanna z Zuzią wybrały się do Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 7 przy Narbutta w Warszawie.

- To nie jest nasza poradnia, ale Zuzia prócz choroby genetycznej i upośledzenia ma też autyzm. A z autyzmem orzeka właśnie ta placówka. Umówiłyśmy się na wizytę. Do głowy mi nie przyszło, co nas tam spotka - opowiada kobieta.

Bo na miejscu okazało się, że poradnia znajduje się na pierwszym i drugim piętrze. W budynku bez windy.

- Od razu były schody, przy samych drzwiach. I potem kolejne. Dla nas - niemożliwe do pokonania - mówi mama Zuzi i na dowód pokazuje zdjęcia.

Wnętrze Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 7 w Warszawie Arch. prywatne Joanny Popowicz materiał zewnętrzny

- Od pracownicy poradni, która akurat ze mną wchodziła, usłyszałam: "Nie mamy windy. Staramy się o nią od lat, ale w urzędzie zawsze są "ważniejsze sprawy" - opowiada kobieta. - Jestem wygadaną osobą, ale jak tam weszłam, to proszę mi wierzyć, że nie wiedziałam, co powiedzieć. Bo nie sądziłam, że z brakiem możliwości wejścia zderzymy się w instytucji powołanej do opiniowania niepełnosprawnych dzieci - przyznaje pani Joanna.

Efekt? Komisja Zuzi odbyła się... na zewnątrz. Na ławce przed wejściem.

Komisja Zuzi odbyła się na ławce przed budynkiem poradni Arch. prywatne Joanny Popowicz materiał zewnętrzny

Jak podkreśla mama dziewczynki, sami pracownicy stanęli na wysokości zadania. - Panie, które badały córkę, były bardzo miłe, szybko złapały z Zuzią kontakt, ale widać było, że i one są zażenowane i zawstydzone tym, że tak to wygląda - mówi Joanna Popowicz.

Kto zawiódł? - System. I miasto, które pozwala na to, żeby takie budynki istniały - denerwuje się mama Zuzi.

"Urzędnicy! Nie jest wam wstyd?"

Zaraz po komisji pani Joanna pisze na FB: "Dzisiaj sytuacja mnie przerosła. Myślałam, że się popłaczę z bezsilności. Stolica europejskiego kraju, reprezentacyjne miejsca z ławeczkami z marmuru, nowoczesne metro, wkrótce kładka dla rowerzystów, nawet nie chcę wiedzieć za ile, a tu... Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna, wydająca orzeczenia chorym dzieciom i brak możliwości wejścia dla dziecka na wózku. Co za chory kraj".

W opublikowanym na swoim profilu poście pyta wprost: "Nie jest wam wstyd?". I oznacza Urząd Dzielnicy Mokotów, Miasto Stołeczne Warszawę i powiatowy nadzór budowlany.

- Żadna z wymienionych instytucji się nie odezwała. Nikt. Myślałam, że może ktoś coś napisze, chociażby, że im głupio albo przykro. Ale nie. Cisza - opowiada pani Joanna.

Także i my pytamy wywołane do odpowiedzi instytucje o to, dlaczego budynek, w którym znajduje się poradnia dla niepełnosprawnych dzieci, nie jest dostosowany do potrzeb osób na wózkach. Po kilku dniach, w imieniu wszystkich zapytanych, odpowiada rzeczniczka urzędu dzielnicy. 

- Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna nr 7 przy ul. Narbutta w Warszawie to jedna z 96 mokotowskich jednostek oświatowych, które w miarę posiadanych środków finansowych dostosowują użytkowane obiekty do potrzeb osób ze szczególnymi potrzebami - tłumaczy Aleksandra Grabarczuk z Wydziału Promocji i Komunikacji mokotowskiego urzędu.

Dodaje, że zgodnie z obowiązującym prawem, dyrektor poradni "opracował plan podnoszenia dostępności do ww. placówki oświatowej", w ramach którego poradnia "sukcesywnie realizuje zadania dostosowujące obiekt pod względem dostępności architektonicznej, informacyjno-komunikacyjnej i cyfrowej". Jak informuje rzeczniczka, poradnia przygotowała "wstępną koncepcję programowo-przestrzenną dostosowania budynku dla osób o ograniczonej mobilności".

W poradni słyszymy nieoficjalnie, że koncepcja faktycznie od lutego jest. Ale budynek jest zabytkowy i "konserwator musi się wypowiedzieć, czy ta koncepcja ma w ogóle rację bytu".

Brak dostępności opisany w BIP-e. "Gdyby mama zgłosiła, tobyśmy inaczej to zorganizowali"

Rzeczniczka urzędu w przesłanej odpowiedzi przyznaje, że póki co nikt na wózku do poradni dostać się nie zdoła, ale idący do poradni rodzic może mieć tego świadomość, bo w Biuletynie Informacji Publicznej placówki zamieszczona jest deklaracja dostępności, a w niej opisany "sposób i możliwość dojazdu do obiektu oraz możliwość wejścia do budynku".

Czyli krótko mówiąc, zapis o tym, którym tramwajem i autobusem można do poradni dojechać i informacja, że w budynku "brak windy i rozwiązań, które umożliwiałyby wejście do niego osobom niepełnosprawnym ruchowo".

- Obecnie poradnia faktycznie nie jest przystosowana do potrzeb osób poruszających się na wózkach, ale w we wspomnianej deklaracji jest podana informacja o alternatywnych sposobach skorzystania z oferty poradni - tłumaczy Aleksandra Grabarczuk. I dodaje: - Jeśli pracownik zostanie poinformowany o niepełnosprawności dziecka, możliwe jest umówienie wizyty w domu opiniowanego lub w innym wyznaczonym do tego miejscu, na przykład placówce oświatowej, do której uczęszcza dziecko.

Mama Zuzi odpowiada: - Nikt się mnie nie pytał, w jaki sposób porusza się Zuzia, a mi nie przyszło do głowy, żeby podkreślać, że córka jest na wózku. Bo nie wpadłam na to, że poradnia, która opiniuje dzieci z niepełnosprawnością, może być nieprzystosowana do tego, by się do niej dostać - przyznaje pani Joanna.

Z zaistniałego problemu doskonale zdaje sobie sprawę dyrektor poradni. W nieoficjalnej rozmowie przyznaje, że robi co może, aby poradnia była dostępna także dla osób z niepełnosprawnością.

- Problem jest ewidentny i wiem, że ja jako dyrektor za to odpowiadam. Mam ogromną nadzieję, że w jak najkrótszym czasie ta dostępność do głównego wejścia będzie. Robię, co mogę, ale ja funduszy nie mam. Pieniądze na to musi dać miasto i dzielnica. Wiem, że oni też robią, co mogą, bo dostają takich zgłoszeń bardzo dużo. Mamy szkoły specjalne, które nie mają dostępności - tłumaczy w telefonicznej rozmowie dyrektorka poradni.

I dodaje: - Ta sytuacja była nieunikniona i my to burmistrzowi mówiliśmy. Bo "swoich" podopiecznych znamy, wiemy, kto z czym się zmaga, jak się porusza. Ale zajmujemy się też dziećmi z pięciu innych dzielnic, których nie znamy i wiedzieliśmy, że kiedyś dojdzie do takiej sytuacji.

Przyznaje, że to, co wydarzyło się 30 czerwca, "było krępujące dla wszystkich".

Życie na wózku inwalidzkim. "Absurd goni absurd, przeszkoda - przeszkodę"

Komentarze pod postem Joanny Popowicz pokazują skalę problemu.

- "Korzystałam z kilku poradni i w żadnej nie było wjazdu dla wózków bądź windy", "Wszędzie tylko schody", "U nas tak samo", "Prawda jest taka, że rodzice i dzieci z niepełnosprawnościami są traktowane w naszym kraju jak śmieci. Nikt nic z tym nie robi" - czyta kolejne wpisy pod swoim postem.

- Najgorsze jest to, że ludzie piszą, że ich też to spotyka. Nagminnie. Jedna z mam opowiadała mi, że trzy lata dziecko do psychologa w poradni nosiła po drewnianych stromych schodach. Aż w końcu, chociaż psycholog był świetnym specjalistą, zrezygnowała, bo nie dawała rady. Absurd goni absurd, przeszkoda - przeszkodę - mówi Joanna Popowicz. I dodaje: - Tyle się mówi o ochronie życia. Tylko szkoda, że to państwo, które chce życie chronić, zapomina o tych, którzy już żyją.

W ostatnim zdaniu przesłanego do Interii stanowiska rzeczniczka mokotowskiego urzędu zaznacza, że dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 7 "skontaktowała się telefonicznie z matką dziecka i ustaliła dogodny dla niej sposób organizacji przyszłych spotkań".

W sierpniu pani Joanna musi odebrać orzeczenie Zuzi. Osobiście, w siedzibie poradni. Tym razem z pewnością, aby było dogodnie, pójdzie po nie sama.

- Ja wiem, że rodzic niepełnosprawnego dziecka musi mieć twardy tyłek, ale takie sytuacje sprowadzają nas do parteru. Ale też hartują. Kiedyś stanęłabym przed tymi schodami i się poryczała. Teraz już nie płaczę. Ale przykro jest zawsze. Bo ten kraj nas i nasze dzieci z niepełnosprawnością traktuje tak, jakbyśmy byli dla niego problemem - mówi Joanna Popowicz.

Irmina Brachacz

irmina.brachacz@firma.interia.pl 

Video Player is loading.
Current Time 0:00
Duration 0:00
Loaded: 0%
Stream Type LIVE
Remaining Time 0:00
 
1x
    • Chapters
    • descriptions off, selected
    • captions and subtitles off, selected
      reklama
      dzięki reklamie oglądasz za darmo
      "Wydarzenia": Paraolimpiada czy... paraoszustwo? Międzynarodowa reakcja Polaków
      "Wydarzenia": Paraolimpiada czy... paraoszustwo? Międzynarodowa reakcja PolakówPolsat NewsPolsat News
      Przejdź na