Konrad Piasecki: "Błasik był w kokpicie, nie mam powodu w to wątpić" - powtórzyłby pan dzisiaj te słowa? Edmund Klich: - Z tych informacji, które ja otrzymałem w Moskwie bardzo szybko od ekspertów polskich, którzy przesłuchiwali taśmy, wynikało jednoznacznie, że generał Błasik był w kabinie. Ale pan dzisiaj daje wiarę nowemu stenogramowi, który nie wymienia generała jako tego, który był w kokpicie? - Są trzy stenogramy i ten stenogram ostatni właściwie jest najuboższy, jeśli chodzi o ustalenia i rozpoznanie głosów w kabinie. W związku z tym ja nie wiem, gdzie w końcu jest prawda. Jest za dużo wątpliwości. Pytając o pańskie wewnętrzne przekonanie: pan jest przekonany, że generał tam był, czy że go nie było? - Wewnętrznie jestem przekonany, że pan generał był w kabinie, bo świadczą o tym jeszcze inne dowody. Natomiast w tej chwili pewne wątpliwości się tworzą. Pamięta pan, kto po raz pierwszy powiedział, że rozpoznaje głos Błasika w zapisie? - To byli eksperci polscy i to było już na początku maja, jak pierwszy stenogram ukazał się... ...eksperci polscy, którzy byli w Moskwie i odsłuchiwali nagrania? - Tak, bo przecież Rosjanie nie znali ani głosu generała Błasika, ani nie było tam specjalisty, który by tak rozpoznał język polski. To byli polscy specjaliści. A nie było tak, że najpierw Rosjanie powiedzieli, gdzie znaleźli ciało generała Błasika, i wywarli jakąś presję, czy zasugerowali coś polskim ekspertom? - O ile sobie dobrze przypominam, to było później, ale w stu procentach tego nie mogę powiedzieć. Myślę, że sprawa ułożenia ciała, obrażeń była późniejsza. Ale jednoznacznie w tej chwili nie jestem w stanie sprawdzić, co było pierwsze, a co drugie. A nie miał pan wrażenia, że Rosjanom bardzo zależało właśnie na tym przypisaniu głosu do generała Błasika i na forsowaniu tej tezy? - Ja nie odczułem tego w tym czasie. To było zbieranie dowodów i te dowody w różnym czasie przychodziły. Nie odczułem, że forsowanie tego było jak gdyby celowe przez Rosjan. Natomiast jeśli chodzi o zawartość alkoholu, ja dowiedziałem się o tym bardzo późno i od razu protestowałem, że nie powinno się to znaleźć w raporcie. Panie pułkowniku, od momentu kiedy Rosjanie ogłosili swój raport, wyszło mnóstwo nowych szczegółów. Czy nie jest tak, że raport MAK można dziś po prostu wyrzucić do kosza? - Nie sądzę. Jest wiele wątpliwości. I ten problem, szczególnie obecności generała Błasika i presji na załodze, upadł. A w raporcie MAK jest on bardzo silny. - I tutaj w tym zakresie ten raport powinien być poprawiony. A można go poprawić? Jest choćby teoretycznie taka możliwość? - No, jeśli Rosjanie by uznali, że te dowody, które w tej chwili Polska ma, są przekonywujące, no to wtedy moglibyśmy w zakresie to poprawić. Warto prosić, warto apelować o to do Rosjan? - Powinno się apelować, żeby Rosjanie przedstawili dowody na podstawie których uznali, że generał Błasik był w kabinie. Nie wiem, czy to nie zostało przekazane, czy te dowody rosyjskie są tak słabe, że nie przekonują naszej prokuratury. A wznawiać polskie badanie katastrofy? - Absolutnie nie. Ja uważam, że sprawa badania jest rozdzielona od badania prokuratorskiego, od śledztwa prokuratorskiego i jak wiemy z doświadczenia zawsze badanie, nawet przy wypadku Concorda, które trwało około roku, badanie wypadku, a badanie prokuratorskie zakończyło się chyba dopiero w ubiegłym roku. Trwało 10 lat. Więc to jest całkiem inny proces dowodowy. To tym bardziej można by to wznowić. Uznać, że przyszły nowe dowody. Wobec czego wznowić prace komisji albo pan pisze na przykład aneks swoich uwag do raportu. - Ale to nie są w uwagach. Wszystkie te sprawy były zawarte w większości, które ja pisałem do komisji pana ministra Millera, bo ostatecznym autorem była komisja pana ministra Millera. Natomiast jeśli chodzi o przyczyny katastrofy, to nie wpływa, tu polska strona nie przyjęła tego wariantu, że były bezpośrednie naciski. Uznano, że pan generał Błasik był w kabinie, ale nie wpływał na wykonanie zadania przez załogę. W związku z tym nie ma podstaw, żeby twierdzić, że raport, polski szczególnie, jest niepełny. Panie pułkowniku, czy widząc dzisiaj ten stenogram i te zapisy dotyczące podawania wysokości przez drugiego pilota, pan uznaje, że drugi pilot posługiwał się prawidłowo wysokościomierzem barycznym? - Biorąc pod uwagę pewne opóźnienia i obliczenia, jakie wysokości były wtedy, jak podaje tą wysokość 250, czy jak była 100 metrów, to pamiętam według ocen już rejestratorów samolot był już na wysokości 93 metrów, można przyjąć, że to jest wysokość baryczna. Drugi pilot zdawał sobie sprawę, w którym miejscu jest samolot? - Tak. Ale tylko ostatnia jego komenda jest na 100 metrach. Gdyby wtedy podjęto decyzję i wykonano natychmiastowe odejście na drugie zajście, nie byłoby problemu, nie siedzielibyśmy tutaj. Politycy PIS mówią: "Na podstawie stenogramów widać, że załoga nie popełniła żadnych błędów". - Tu akurat nie mogę się zgodzić z politykami PIS. Błędy wynikają ze złego szkolenia. Ja nigdy nie obciążyłem załogi za spowodowanie tej katastrofy. Oni byli źle przygotowani, nie trenowani na symulatorach. Nie mieli nawet opracowanej technologii współpracy w kabinie, bo posługiwali się starym dokumentem LOT-owskim, który nawet nie obowiązywał w tym pułku. Pan cały czas uważa, że kluczem do wyjaśnienia przyczyn katastrofy jest ten przycisk "uchod", który nie zadziałał? - Jest on jednym z elementów, który według mojej oceny spowodował opóźnienie wyprowadzenia. Ja uważam, że ta decyzja została podjęta gdzieś na wysokości ok. 100 m., kiedy są komendy: "Odchodzimy", powtórzenie: "Odchodzimy". Wtedy załoga włączyła odejście automatyczne, to nie zadziałało, to trwało kilka sekund, być może załoga włączyła powtórnie, bo była przekonana, że samolot odejdzie. Wpływ miała jeszcze stromość ścieżki - oni zniżali się z prędkością ok. 8m/s i wtedy wysokość utracona przy wyprowadzeniu wynosi ponad 20 m. W normalnym profilu byłoby to tylko 10 m. Cytat: "Czas, żeby odpowiednie służby zainteresowały się tzw. ekspertami lotniczymi, którzy, jak Edmund Klich, bronią stanowiska Rosjan. To są ludzie, którzy wręcz żerują na śmierci mojego męża" - Ewa Błasik. - Ja wielokrotnie miałem kontakty z rodzinami w czasie badania wypadku i rozumiem, że każda żona i córka broni dobrego imienia osoby, która pilotowała, czy brała udział w tym. Pan powiedziałby dzisiaj słowo "przepraszam" Ewie Błasik? - Ja przeprosiłem wiele razy za to, że zbyt wcześnie powiedziałem o tym, że generał Błasik był w kabinie. Bazowałem na opiniach polskich ekspertów i opinii rosyjskiej, na podstawie autopsji przeprowadzonej przez Rosjan. Mogę przeprosić tylko za polskich ekspertów, którzy też nieprecyzyjnie odczytali głosy w kabinie. Panie pułkowniku, pan powiedział wczoraj w TVN24, że żałuje pan, że zdecydował się na bycie akredytowanym przy MAK. Czy pan nie uważa, że w starciu z Rosjanami Polskę przerosła cała ta historia? - Ja myślę, że mogło być większe wsparcie i prawnicze, i profesjonalne. Mogli przyjeżdżać na moje wnioski nieraz eksperci do tego, żeby ta dyskusja była lepsza z Rosjanami. Samo przyjęcie załącznika 13., który dawał nam maksymalne uprawnienia, moim zdaniem było dobre. Rosjanie właściwie już 15 kwietnia naruszyli zasady tego załącznika. Może wtedy trzeba było reagować ostrzej? - Być może. Gdybym wtedy zareagował ostrzej, nie mielibyśmy rozmów na stanowisku kierowania, a myślę, że to by było dużo gorzej, gdyby już 15 doszło do jakichś konfliktów z Rosjanami.