Kasy chorych bez pieniędzy
Szpital w Starachowicach przestał podawać dializowanym pacjentom leki hormonalne, szpital w Kielcach prawdopodobnie nie wypłaci pracownikom pensji, w Szczecinie zaczyna się protest. To kilka przykładów świadczących o dramatycznej sytuacji finansowej kas chorych. Kilka z nich, w tym świętokrzyska, podkarpacka czy zachodniopomorska jest na granicy bankructwa.
W budżetach mają kilkudziesięciomilionowe dziury, bo Zakład Ubezpieczeń Społecznych przekazał kasom prawie o połowę mniej pieniędzy niż w poprzednich miesiącach. Wszystko z powodu... prawidłowo działającego systemu komputerowego. Określa on pochodzenie większości składek ubezpieczeniowych.
Wiadomo już, ile osób płaci składki i do której kasy mają powędrować pieniądze za leczenie. Do tej pory kasy chorych dostawały pieniądze trochę "na ślepo" - niektóre za dużo, inne za mało. Teraz ZUS potrąca pieniądze tym kasom, które dostały za dużo. - Nie wpłacono więc kilkadziesiąt milionów złotych kasie opolskiej i kilku innym. Stąd ta dramatyczna zapaść finansowa - tłumaczy Anna Warchoł, rzeczniczka ZUS-u.
Resort zdrowia zapewnia, że kasy nie mogą zbankrutować, bo nie ma takiej możliwości prawnej. Ministerstwo przygotowuje rozporządzenie, które ma wyrównać wpływy finansowe. - Kasy, które mają dziś nadwyżkę finansową, będą musiały oddać pieniądze kasom, które są zadłużone - wyjaśnia rzecznik resortu, Renata Furman. Słowem wszystkim po równo. Jest to zapowiedź ręcznego sterowania, kiedy za kilka miesięcy zacznie działać Narodowy Fundusz Zdrowia. Dziś o tej trudnej sytuacji szefowie kas chorych będą rozmawiać w Ministerstwie Zdrowia.