Kandydat SLD na radnego stracił pracę w katolickim radiu
Kandydat SLD na radnego w Białymstoku stracił pracę w katolickim radiu za kandydowanie w wyborach samorządowych. Pracodawca odpowiada, że kodeks etyki dziennikarskiej zabrania łączenia pracy na antenie z kandydowaniem.
Chodzi o Tomasza Zatorskiego, prezentera muzycznego w "Radiu i" Archidiecezji Białostockiej. Zatorski jest osobą niepełnosprawną, w tym radiu pracował przez 2 ostatnie tygodnie września, był tam zatrudniony na podstawie umowy o dzieło. W poniedziałek na konferencji prasowej kandydat mówił, że od października miał dostać umowę o pracę, która - pierwsza wypłata - miała być refundowana przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Jednak dyrektor placówki postawił mu ultimatum: "albo praca, albo kandydowanie".
Politycy lewicy mówią, że Zatorski został zwolniony, prawdopodobnie dlatego, że kandyduje właśnie z listy SLD, choć - jak powiedział w poniedziałek na konferencji prasowej białostocki radny SLD, prawnik Wiesław Kobyliński - nikt wprost takiego zarzutu mu nie postawił i "nie chce nikt tego głośno powiedzieć".
Sam Zatorski podkreślał, że konferencja prasowa nie jest atakiem ani na Kościół, ani na archidiecezjalne radio, które jest "apolityczne". - To jest tylko przedstawienie mojej sytuacji - mówił kandydat na radnego. Podkreślał, że jego audycje "nie miały charakteru światopoglądowego ani tym bardziej religijnego", były to audycje muzyczne. - Z tego, co się orientuję, istnieje wolność wyboru, wolność wyznania, wolność światopoglądu i wolność prezentowania swoich światopoglądów - mówił Zatorski.
W przesłanym do SLD stanowisku w sprawie Zatorskiego, dyrektor i wicedyrektor "Radia i" napisali, że Zatorski "nigdy nie był pracownikiem" tego radia, a miał jedynie umowę o dzieło. Napisali też, że przedmiot poniedziałkowej konferencji prasowej SLD "odbierany jest, jako atak na niezależne i apolityczne medium, jakim jest 'Radio i'".
Wicedyrektor radia, ks. dr Andrzej Dębski powiedział, że sprawa Zatorskiego jest "definitywnie zamknięta". - Kodeks etyki dziennikarskiej definitywnie zabrania łączenia pracy i kandydowania - powiedział Dębski. Dodał, że zwolniony miał prawo w audycjach do wypowiadania słów od siebie i że nie może być tak, że wielokrotnie pada na antenie jego nazwisko, a jednocześnie promuje się na plakatach wyborczych.
Zatorski mówił dziennikarzom, że kodeks etyki odnosi się do dziennikarzy skupionych w stowarzyszeniach, organizacjach dziennikarskich, a on jest jedynie prezenterem muzycznym.
Kobyliński i Zatorski zapowiedzieli, że jeśli w ciągu kilku dni nie dojdzie do porozumienia pomiędzy dyrekcją radia, a zwolnionym kandydatem, rozważą skierowanie pozwu do sądu pracy.
INTERIA.PL/PAP