Jerzy Miller: To zaboli wszystkich
Oni nie chcieli tam wylądować, byli przekonani po rozmowie z jakiem, że tam nie wylądują - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Jerzy Miller.
Minister spraw wewnętrznych i administracji, szef komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy Tu-154, ujawnia kulisy działania tej komisji, mówi o skomplikowanych i trudnych stosunkach ze stroną rosyjską, a także ujawnia nowe okoliczności katastrofy.
"Mgła nie była jedyną przyczyną wypadku, było ich kilkadziesiąt, ułożyły się w długi ciąg zaniedbań. Staje przed nami bolesne pytanie: jak mogliśmy tego nie dostrzec wcześniej? Jak mogliśmy to tolerować?" - zastanawia się minister Miller.
Wymienia m.in. kwestię tzw. rosyjskiego lidera na pokładzie. Był nieobecny 10 kwietnia, ale w tej chwili trudno ustalić, kiedy w ogóle ostatnio na pokładzie polskiego samolotu znajdował się taki człowiek.
"Próbujący lądować chwilę wcześniej przed tupolewem rosyjski iliuszyn przeszedł 3 czy 6 m skrzydłem nad płytą i o mało nie roztrzaskał się o naszego jaka" - mówi Miller. Minister nie odpowiada na pytanie, czy samolot wiozący dziennikarzy miał zgodę na lądowanie, ale przyznaje, że gdyby nie wylądował, to by nie było presji, żeby lądował tupolew.
"Mamy nagranie, że kapitan chciał na wysokości 100 m odejść. Oni nie chcieli tam wylądować, byli przekonani po rozmowie z jakiem, że tam nie wylądują. Ale dlaczego zeszli poniżej setki? Nie wiem. I to będzie pewnie największy dylemat: Czy podpisać ten raport bez rozeznania, dlaczego zeszli poniżej 100 m?" - zastanawia się w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" minister.
Pytany o winę części z tych, którzy zginęli, mówi: "W publicznej dyskusji - mam nadzieję - będziemy mówili o całej złożoności obrazu, a nie wyszukiwali uproszczeń, które w przedwyborczym okresie będą łakomym kąskiem. Ja wierzę w dojrzałość polskiego społeczeństwa. Do błędów trzeba się przyznać. Wyciągnąć wnioski i dalej budować".
Miller opowiada, że "Rosjanie wykazywali dużo zrozumienia dla naszego położenia": "Nikt nie chciał nikogo przechytrzyć, co nie znaczy, że chciał być do końca szczery".
"Pierwsze spotkanie u Anodiny zakończyło się animacją, którą Rosjanie przedstawili potem 12 stycznia. Zrobiła na mnie przygnębiające wrażenie. Była to animacja tylko tego, co się działo z samolotem i w samolocie, a nie tego, co się działo na ziemi. Czy to było wystudiowane, by mnie od razu ukierunkować na spojrzenie w kategoriach winy? Nie chcę się domyślać. Mam wciąż nadzieję, że jesteśmy na jakimś etapie rozmów, a nie że rozmowy się skończyły" - mówi "GW" Miller.
Minister przyznaje, że analiza polskich ekspertów wykazała, że przy nawrocie szpuli rejestratora pozbawiono nas kilku sekund nagrania: "Kiedy potem odwiedziłem panią Anodinę, widziałem, że czuła się bardzo niekomfortowo - że mogę pomyśleć, że zrobiono to celowo. Pokazywała nam dokładnie, na oryginale, że to jest właśnie przy nawrocie - żebyśmy nie myśleli, że coś wycięto".
Minister powtarza, że "raport MAK nie jest pełny". "Rosjanie pominęli rolę kontrolerów, a każde niedopowiedzenie obniża bezpieczeństwo, naraża przyszłych pilotów i pasażerów. Jeśli więc ktoś podchodzi do tego badania z poczuciem fałszywego patriotyzmu, by udowodnić za wszelką cenę, że jesteśmy bez skazy - działa na naszą szkodę" - mówi Miller.
Cały wywiad w piątkowej "Gazecie Wyborczej".
INTERIA.PL/PAP