- Wychodzę w oczekiwaniu, aby ta sprawa jak najszybciej została wyjaśniona, bo jest to i w moim interesie, i w interesie opinii publicznej - powiedział szef klubu parlamentarnego SLD po wyjściu z przesłuchania w gmachu warszawskiej prokuratury, gdzie przesłuchiwał go prokurator z Gdańska. Jaskiernia podkreślił, że przesłuchanie trwało tak długo, ponieważ "technika dokonywania zeznań jest taka, że zabiera dużo czasu". Dodał, że prokurator pytał go o przebieg pracy nad ustawą, a także o wszystkie pozostałe kwestie związane ze sprawami ustawodawczymi. Jaskiernia jeszcze raz zapewnił, że Maciej Skórka nie był jego asystentem społecznym i nie miał żadnego wpływu na ustawę o grach losowych. Wcześniej Jaskiernia powiedział, że doniesienia o tym, iż przyjął łapówkę w wysokości 10 mln dolarów "są absurdalne i idiotyczne". Jaskiernia ma nadzieję, że jego zeznania pomogą wyjaśnić, kto jest źródłem informacji o rzekomej łapówce. Pozostaje też pytanie o rolę, jaką w całej sprawie pełnił Maciej Skórka - nie tylko właściciel tysięcy automatów do gry, ale też do niedawna współpracownika szefa klubu parlamentarnego SLD. Skórka był dziś przesłuchiwany przez kilka godzin w gdańskiej Prokuraturze Okręgowej. Zeznawał on w sprawie domniemanej korupcji przy uchwalaniu ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych, którą prowadzi gdańska prokuratura. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, Konrad Kornatowski nie chciał ujawnić szczegółów przesłuchania i odmówił wszelkich komentarzy na ten temat. Tymczasem dzisiejsza "Rzeczpospolita" opublikowała mail od Jerzego Paproty - dyrektora klubu poselskiego SLD, w którym dyrektor oznajmia, że Skórka był konsultantem Sojuszu w sprawie ustawy o grach losowych. Korzystał z przepustki sejmowej wystawionej mu na wniosek Jaskierni. Według prasowych doniesień to właśnie Skórka miał skontaktować Jaskiernię z Holendrem Arno Van Dorstem, który rzekomo przekazał mu łapówkę w zamian za korzystne zmiany w ustawie.