Jankowski odwołany
Proboszcz parafii św. Brygidy w Gdańsku ksiądz prałat Henryk Jankowski odebrał wieczorem dekret metropolity gdańskiego Tadeusza Gocłowskiego o odwołaniu go z funkcji proboszcza.
Poinformował o tym wiceprzewodniczący sejmiku pomorskiego Jacek Kurski, który był świadkiem wręczenia tego dokumentu.
Dekret o odwołaniu prałata Jankowskiego z funkcji proboszcza przywiózł do plebanii kościoła św. Brygidy proboszcz kościoła św. Piotra i Pawła w Gdańsku Cezary Annusewicz. Nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Jak powiedział Kurski, w dekrecie metropolita zaproponował ks. Jankowskiemu przejście do Centrum Ekumenicznego św. Brygidy w Gdańsku-Oliwie, którego prałat jest współzałożycielem lub pozostanie w parafii św. Brygidy w charakterze księdza-rezydenta.
W dekrecie o odwołaniu prałata proboszcza metropolita gdański powołał się na względy etyczne oraz uczynienie przez prałata z ambony trybuny politycznej. W dokumencie metropolity jest też mowa o zasługach prałata Jankowskiego dla wspierania "Solidarności" w latach 80.
Nieoficjalnie źródła kościelne związane z otoczeniem prałata, twierdzą , że ma on zamiar złożyć rekurs, czyli odwołanie od dekretu metropolity. Oficjalne stanowisko w tej sprawie prałat Jankowski ma wydać jutro. Proboszczowi przysługuje odwołanie się do dwóch instytucji w Watykanie - Kongregacji ds. Duchowieństwa oraz Sygnatury Apostolskiej. Rekurs może być jednak złożony tylko w przypadku złamania formalnej procedury wydania dekretu, a nie co do jego meritum. Na czas rozpatrzenia rekursu przez watykańskie instytucje proboszcz, którego dotyczy dekret, pozostaje proboszczem, ale w jego parafii biskup wyznacza administratora.
Metropolita gdański Tadeusz Gocłowski już w poniedziałek przyznał, że otrzymał odpowiedź od księdza prałata Henryka Jankowskiego w sprawie jego odejścia z parafii św. Brygidy, jednak nie była ona "taka jaka powinna być". Abp Gocłowski we wrześniowym liście do kapłanów Archidiecezji Gdańskiej wezwał prałata Jankowskiego do zrzeczenia się probostwa. Napisał, że nie sądzi, by miało się to stać na drodze dekretu biskupa. Metropolita zaproponował ks. Jankowskiemu podjęcie pracy w Centrum Ekumenicznym św. Brygidy w Gdańsku-Oliwie.
Nie czyń z ambony trybuny politycznej
Gocłowski we wrześniowym liście wypomniał Jankowskiemu m.in. uczynienie z ambony "trybuny politycznej". Dodał jednocześnie, że zawsze odrzucał podnoszony przez media zarzut o "przestępczym zachowaniu" prałata, gdyż niczego w tej mierze nie udowodniono. Zaznaczył, że wie, iż "zachowanie młodych, tolerowane przez księdza proboszcza Jankowskiego na plebanii, zdecydowanie odbiegało i odbiega od normalnego wpływu duszpasterza".
Jednak wszelkie próby nakłonienia ks. Jankowskiego do odejścia, prowadzone osobiście przez arcybiskupa i jego wysłanników, kończyły się niepowodzeniem. W tej sytuacji abp. Gocłowskiemu nie pozostało nic innego, jak wydanie dekretu o odwołaniu ks. Jankowskiego z funkcji proboszcza.
Niektóre źródła twierdzą, że stosowne decyzje w sprawie prałata zapadły już w ubiegłym tygodniu. - Prałat Henryk Jankowski może odwołać się od dekretu abp. Tadeusza Gocłowskiego, nakazującego opuszczenie parafii, składając tzw. rekurs do Stolicy Apostolskiej - powiedział bp Tadeusz Pieronek.
Dochodzenie w sprawie molestowania
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku pod koniec lipca wszczęła dochodzenie w sprawie molestowania seksualnego nieletniego. O domniemanym wykorzystywaniu byłego ministranta bazyliki św. Brygidy, obecnie 16-letniego Sławomira R. z Gdańska, powiadomił prokuraturę miejscowy sąd rodzinny. Obecnie śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Elblągu. Pod koniec października zostało ono przedłużone do 27 grudnia. Nikomu w związku ze sprawą nie postawiono zarzutów.
Podczas postępowania prokuratorskiego dotyczącego domniemanego molestowania b. ministranta Sławomira R. jego koledzy zeznawali, że pili alkohol na terenie plebanii. Utrzymywali, że robili to, kryjąc się przed prałatem Jankowskim. Sam Sławomir R. mówił, że otrzymywał od księdza kilkutysięczne kieszonkowe.
Dochodzenie planowo miało zakończyć się 27 października. Elbląscy śledczy chcieli jednak przedłużenia postępowania przygotowawczego o dwa miesiące po to, by m.in. zweryfikować zeznania kilku świadków. Chodzi m.in. o sprawdzenie zeznań nowego świadka, Piotra J., który sam zgłosił się do śledczych. Mężczyzna, przebywający w szpitalu psychiatrycznym w Warszawie, złożył je prawie dwa tygodnie temu. Media, powołując się na nieoficjalne źródła, ujawniły, że miał on powiedzieć prokuratorowi, iż jako 14-latek był molestowany przez proboszcza parafii św. Brygidy w Gdańsku, ks. prałata Henryka Jankowskiego.
Nieoficjalne źródła w organach ścigania jeszcze przed przesłuchaniem Piotra J. nie wykluczały możliwości prawdopodobnego umorzenia sprawy molestowania byłego ministranta z bazyliki św. Brygidy, obecnie 16-letniego Sławomira R. z Gdańska. Mogłaby na to wpłynąć opinia seksuologa prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza. W sporządzonej na potrzeby śledztwa ekspertyzie miał on uznać, że ks. Jankowski nie molestował ministranta.
Jednak Lech Wałęsa, przyjaciel prałata, apelował, by nie ferować pospiesznych wyroków. "Nie potępiajmy nikogo, nie osądzajmy. Ludzie zmieniają się nieprawdopodobnie. Dlatego należy się zastanowić, jak mu pomóc. Może potrzeba lekarza?" - mówił były prezydent.
Ostra pornografia na plebanii
Ostrą pornografię i zeskanowane pieczątki urzędników znalazła na początku października gdańska policja w komputerze zabranym z plebanii św. Brygidy. Ktoś wykasował je przed rewizją, ale biegły informatyk zdołał odtworzyć pliki.
Pliki z pornografią zawierają ostre sceny stosunków seksualnych między dorosłymi mężczyznami i kobietami.
Policja nie ustaliła, kto wgrał i oglądał pliki. Wiadomo tylko, że użytkownikiem komputera i właścicielem hasła jest Wojciech Kittner, wychowanek i ochroniarz prałata Henryka Jankowskiego. Sam Jankowski nie potrafi korzystać z komputera. Z ustaleń dziennika wynika, że na twardym dysku komputera znaleziono też zeskanowane pieczęcie i podpisy urzędników. Prokuratura zastanawia się, czy mogły one posłużyć do fałszowania na plebanii dokumentów.
Linia obrony prałata
Nie będę tłumaczył, że nie jestem wielbłądem i nie będę babrał się w pomyjach wylewanych na moją głowę, to poniżej mojej kapłańskiej i osobistej godności - oświadczył prałat Henryk Jankowski.
Wielokrotnie apelował do wiernych, by nie dali sobą manipulować i "nie wierzyli wymyślonym i bzdurnym historiom". "Nie dajcie się zwariować, a prawda zwycięży, jak zwyciężyła zawsze przez 69 lat mego życia i 40 lat kapłaństwa" - grzmiał z ambony.
Stwierdził, że jest niewinny, ale wydano już na niego wyrok. Dodał, że jest ofiarą szatańskich sił, które walczą z Kościołem i chcą zdyskredytować kościelne autorytety i księży, którzy mówią prawdę.
Jeżeli ksiądz Jankowski nie zastosowałby się do dekretu arcybiskupa, to groziłyby mu kary przewidziane przez kodeks prawa kanonicznego. W pierwszej kolejności to całkowita bądź częściowa suspensa, czyli odsunięcie od wykonywania obowiązków kapłańskich, takich jak odprawianie mszy czy spowiadanie.
Drugim stopniem kar są tzw. interdykty, mogą one mieć charakter personalny lub lokalny. Wykluczają osobę lub grupę osób z uczestnictwa w życiu religijnym. Interdykty lokalne zakazują sprawowania kultu na danym obszarze. Najcięższą zaś karą jest ekskomunika, czyli wyłączenie ze wspólnoty Kościoła.
INTERIA.PL/PAP